wtorek, 21 kwietnia 2015

Przepraszam w imieniu moim I Jill za tak dłuuuugie niewstawianie nowego rozdziału . Mamy nadzieję , że nie zadźgacie nas nożem . ;-; A wracając do tematu , zastanawiam się , nie wiem jak Jill , czy nie zamknąć bloga z powodu małej czytalności . Niestety , ale nie zostawiacie komentarzy , więc nie wiemy , co o tym sądzić . Prosimy , aby pod tym postem każdy czytający wypowiedział się , czy sądzi o tym blogu I czy warto dalej go prowadzić . Dziękujemy za szczere słowa .


June April

Czuję coś mokrego na policzku . Otwieram powoli oczy . Leżę na kanapie w mieszkaniu Laurence . Nawet nie wiem , kiedy się tu znalazłam .Wzdycham , a Czarek znów z radością zabiera się do mojej porannej toalety . Uśmiecham się lekko do charta , po czym niezbyt przytomna wlokę się do łazienki .  Widzę w lustrze małe, chude coś .  Piegowata  z lekka  twarz . Chude , niezbyt umięsione nogi , sprawne i szybkie , dzięki licznym ucieczkom . Rana na szyi od cięcia nożem . Podrapane kolana  od często przeciskania się pod ogrodzeniami .  Uśmiecham się jak wisielec , widząc moją potarganą fryzurę . Czym prędzej wskakuję do wanny , aby wziąć od niepamiętnych czasow porządny prysznic .

Taplam się długo  w wodzie , rozmyślając o wielu nieistotnych rzeczach . Kiedy wychodzę z wanny , znajduję na niedaleko stojącym mahoniowym krześle , czyste ubrania i bieliznę . Nawet nie zwracając uwagi ,  zakładam ubrania , szczęśliwa , że Laurence jest taka hojna , że nawet daje mi się w co ubrać . Jakże byłam w błędzie .

Zadowolona rozczesuję szybko włosy i wyskakuję z łazienki . Kieruję swoje kroki do kuchni , gdzie mam nadzieję znaleźć peruwiańską kawę , która potrafi skutecznie mnie rozbudzić . Trochę zaspana , nastawiam ekspers i czekam , z nudów mieszając sproszkowaną kawę w kubku . Z salonu dochodzą niepokojące mnie odgłosy , ale na razie mam nadzieję , że to moja chora wyobraźnia płata mi figle . W końcu zalewam napój wrzątkiem , po czym biorę kubek do ręki  i ze spokojem idę do salonu , gdzie ....

- KURWA ! – krzyczę , wypuszczając kubek z ręki , a napój rozlewa się po posadzce . Czarek szczęśliwy podbiega , żeby zlizać , ale parzy się biedak i ucieka pod stół , niezadowolony , łypiąc oczami na złowrogą kawę .

- CO TO MA DO JASNEJ CHOLERY BYĆ ?! – krzyczę znów , nieświadomie wdepując bosą stopą na rozlany napój . Krew mnie zalewa i z bólu i wściekłości krzyczę , aż starsza sąsiadka Laurence zaczyna walić miotłą w sufit .

- Sama sobie  kochanie jesteś winna . – słyszę słodki głos i śmiech .

- Ja nic sobie nie jestem winna . – mówię spokojnie , a teraz co powiem , raczej będzie wrzaskiem : - A teraz wypad zanim zadzwonię po policję !

- Nie zrobisz tego . – osoba na kanapie z pogardą wydyma wargi , a ja warczę i klnę , gdy lawiruję pomiędzy kałużami kawy , kiedy idę do kuchni po szmatę , aby wytrzeć podłogę . Niezadowolona szybkimi ruchami ścieram podłogę , co pewien czas łypiąc oczami na postacie na kanapie , które jak gdyby nigdy nic plotkują . Wreszcie zadowolona wyrzucam szmatę przez okno na balkon sąsiadki , czym  prowokuję postać na kanapie , która marszczy delikatnie swój stary kulfon .

- Skarbie , ekologia przede wszystkim – mówi , a ja mam ochotę popełnić morderystwo z premedytacją

- Usiądź , porozmawiamy . – postać znów się odzywa , ale teraz jakby łagodniej i spokojniej .

Zniechęcona wszystkimi moi działaniami , mającymi na celu wygonienie ich stąd, siadam z westchnieniem znużenia na fotel , stojący vis-a-vis kanapy , na której rozsiedli się moi „goście „. Patrzę na nie , udając znużoną .

- Ładna sukienka – zauważa jedna z postaci , a ja spoglądam na siebie . Cholerka , faktycznie , ubrana jestem w jakąś durną sukienkę! Natychmiast zrywam się z fotela  i patrzę z bezgraniczną złością na starszą postać .

- Czy ty to zrobiłaś ? – cedzę każde słowo , próbując nie przywalić jej w mordę , a ona bezczelnie uśmiecha się jak aniołek .

- Ależ oczywiście kotku . Ślicznie w niej wyglądasz . – mówi , trącając drugą postać ramieniem , która reaguje z pewnym opuźnieniem

- Co ? Ach , tak jasne . – postać nie wydaje się zainteresowana .

Rozgoryczona , że ten dzień się tak zaczął , patrzę na postacie na kanapie . Przede mną siedzi kochana Dobra Wróżka  ala starsza babunia i kelnereczka Jill . Lepiej być nie mogło , myślę .

- Ależ skarbie , oczywiście , że mogło ! – drzwi do mieszkania otwierają się z hukiem i do salonu wchodzi druga starsza pani , która kopniakiem zamyka drzwi , które trzeszczą w futrynie . Czarek z radością podbiega do niej i prosi o łaskotki , a ona  daje mu smakołyk , który dziwnym traftem przypomina ... ludzkie oko ? Dziewczyno , masz omamy , mówię sama sobie , kręcąc głową .

- Skarbie , to nie żadne omamy . To oko jakiegoś nieszczęśnika , który mi się naraził . – babunia z hukiem siada na fotel , gdzie przed chwilą siedziałam , po czym rozgląda się ciekawsko , dopóki ... nie zauważa ich .

- No , no , kogo ja widzę . – głos babuni psychopatki z ludzkim okiem brzmi leceważąco

- Witaj droga siostryczko . – głos drugiej babuni dla odmiany jest słodki i milutki , jakim zwraca się do małego dziecka .

- Droga ? Moja siostryczka oszalała . – te ostatnie słowa kieruje do mnie , uśmiechając się jak kot z „Alicji w Kranie Czarów „.

- Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć , co tu się dziej ? – najwyraźniej Jill  też niezbyt rozumie , co tu sie dziej .

Obie babunie z gracją wstają ze swoich siedzeń , po czym wyjmują z kieszeń palt ... różdżki , które kierują na siebie . Pojawia się oślepiające światło . Kiedy mogę już otworzyć oczy , widzę stare znajome . Białowłosą i kruczoczarną . Dziś dla odmiany , dziewczyna o bladej cerze ma na sobie błękitną suknienkę , która komponuje się z odcieniem jej  oczu . Druga zaś , ma na sobie krótką , luźną  czerwoną sukienkę  , która idealnie pasuje to jej krwisto-czerwonym włosów . Obie kobiety mierzą się spojrzeniami od stóp do głów .

- A więc ? – pytam niecierpliwie , bo powoli przestaje mnie bawić te reality-show

- Witajcie June April de Orfano i Jill Darcy . Jestem Dobra Wróżka , dla przyjaciół Lilian . A to ... – kobieta z jasnymi włosami patrzy na drugą kobietę , która uśmiecha się , pokazując przy tym nienaturalnie długie przednie siekacze .

-  Zła Wróżka , ale możecie mówić mi Sophia . – mówi z uśmiechem ,patrząc na mnie wymownie , po cyzm przypominam sobie , jak ostatnio ją potraktowałam .

- To jak umówiłaś się Krwawym Billym ? – nie mogę trzymać języka za zębami , co z pewnością będzie mnie zaraz dużo kosztować . Jednak Sophia uśmiecha się dalej , jak gdyby nigdy nic .

- Billy to słodki chłopak , ale nie takiego potrzebuję. – wzdycha teatralnie , a ja duszę w sobie śmiech , widząc wściekłą minę Dobrej Wróżki

- Znów się bawisz ludzkimi uczuciami , Sophio ! Tak nie wolno ! – białowłosa tupnie ze złością , a Zła Wróżka wybucha chichotem

- Wybacz  moja droga kochana Lilian , że uraziłam cię czymś takim . Przecież wszyscy są śliczni , piękni i mądrzy i wszyscy są wyjątkowi na swój sposób . – Sophia mówi z ironią  ,rozsiadając się na fotelu , przez którego ramię przerzuca zgrabne nogi w czerwonych szpilkach .  Lilian patrzy na nią z wściekłością  i otwiera usta , żeby powiedzieć , ale wtedy Jill wybucha :

- Możecie powiedzieć nam najpierw , o co chodzi , a później się kłócić ?!

- No właśnie . – zakładam ręce na piersi , stojąc w buntowniczej pozie

- No to siadajcie . Mamy dużo spraw do obgadania . – Lilian nagle traci zainteresowanie kłótnią i wskazuje mi ręką kanapę , gdzie siadam z lekkim ociąganiem . Nawet nie wiecie , jak  decyzja na tę rozmowę wpłynie na moje życie .
 
Jill

 Jill siedziała osłupiała na kanapie, wciśnięta mniędzy dwie wróżki. Niewiele rozumiała z ich poplątanej gadaniny. Cała sytuacja wydawała jej się zupełnie nieprawdopodobna, lepsza dla bohaterki słabego fantasy niż kelnerki nowojorskiego pubu. W końcu nie wytrzymała. Zirytowana rzuciła o puchaty dywan czytaną wcześniej gazetą.
-Wychodzę- mruknęła, kierując się w stronę drzwi.- Nie dam się zwariować!
Kobiety i kryminalistka popatrzyły na nią zaskoczone.
  -Nie możesz teraz nas zostawić- odparła spokojnie Lilian. - Przecież ci to tłumaczyłam.
-To jakieś szaleństwo. Daję wam pięć minut. Jeśli nie przedstawicie racjonalnego wytłumaczenia, to znikam i wracam do roboty- wysyczała poddenerwowana Jill.
-Już, uspokój się, kelnereczko- mruknęła znudzona June. Jeśli dobrze zrozumiałam, jesteśmy tu po to, żeby one- panny dobra i... trochę gorsza- spełnieły nasze marzenia.
-Książkowe marzenia- uzupełniła Lilien, zerkając na siorstrę.- Chyba czas zabrać się do pracy. Co powiesz na wyzwania w świecie "Zbuntowanej", siostrzyczko?
-Mam nadzieję, że wyjdą z tego. Poharatane i obite- zaśmiała się cierpko Zła Wróżka. W pokoju zrobiło się cicho ,   lecz do uszu Jill dotarło ciężkie westchnienie de Orfano.
  -Daruj sobie- wysyczała, patrząc wprost w czarne oczy wiedźmy. Ta odpowiedziała jej nieprzyjemnym chichotem. Potem wyjęła swoją sękatą różczkę i wykonała nią gwałtowny gest tuż przed nosem Jill.
-Portal do "Zbuntowanej" raz!- krzyknęła, gdy na przeciwko dziewczyn pojawiła się migotliwa, błyszcząca odcieniami fioletu kula. -Połamania nóg, moje drogie bibliofilki...
-NIe! Stop! Ja wcale...- zaczęła Jill, lecz nagle poczuła, że ciepła ręka Dobrej Wróżki wpycha jej pierś w mieniącą się przed twarzą substancję. Dziewczyna momentalnie znalazła się w samym środku lodowatego, wirującego fioletem i czernią cyklonu. Świat przestał istnieć.
 
~ Szalona Szatynka ( narazie w stanie pisarskiego załamania nerwowego ) I Indiana Black , znana inaczej jako Jill .

 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz