June April
Czuję coś
mokrego na policzku . Otwieram powoli oczy . Leżę na kanapie w mieszkaniu
Laurence . Nawet nie wiem , kiedy się tu znalazłam .Wzdycham , a Czarek znów z
radością zabiera się do mojej porannej toalety . Uśmiecham się lekko do charta
, po czym niezbyt przytomna wlokę się do łazienki . Widzę w lustrze małe, chude coś . Piegowata
z lekka twarz . Chude , niezbyt
umięsione nogi , sprawne i szybkie , dzięki licznym ucieczkom . Rana na szyi od
cięcia nożem . Podrapane kolana od
często przeciskania się pod ogrodzeniami .
Uśmiecham się jak wisielec , widząc moją potarganą fryzurę . Czym
prędzej wskakuję do wanny , aby wziąć od niepamiętnych czasow porządny prysznic
.
Taplam się
długo w wodzie , rozmyślając o wielu
nieistotnych rzeczach . Kiedy wychodzę z wanny , znajduję na niedaleko stojącym
mahoniowym krześle , czyste ubrania i bieliznę . Nawet nie zwracając uwagi
, zakładam ubrania , szczęśliwa , że
Laurence jest taka hojna , że nawet daje mi się w co ubrać . Jakże byłam w
błędzie .
Zadowolona
rozczesuję szybko włosy i wyskakuję z łazienki . Kieruję swoje kroki do kuchni
, gdzie mam nadzieję znaleźć peruwiańską kawę , która potrafi skutecznie mnie
rozbudzić . Trochę zaspana , nastawiam ekspers i czekam , z nudów mieszając
sproszkowaną kawę w kubku . Z salonu dochodzą niepokojące mnie odgłosy , ale na
razie mam nadzieję , że to moja chora wyobraźnia płata mi figle . W końcu
zalewam napój wrzątkiem , po czym biorę kubek do ręki i ze spokojem idę do salonu , gdzie ....
- KURWA ! –
krzyczę , wypuszczając kubek z ręki , a napój rozlewa się po posadzce . Czarek
szczęśliwy podbiega , żeby zlizać , ale parzy się biedak i ucieka pod stół ,
niezadowolony , łypiąc oczami na złowrogą kawę .
- CO TO MA
DO JASNEJ CHOLERY BYĆ ?! – krzyczę znów , nieświadomie wdepując bosą stopą na
rozlany napój . Krew mnie zalewa i z bólu i wściekłości krzyczę , aż starsza
sąsiadka Laurence zaczyna walić miotłą w sufit .
- Sama
sobie kochanie jesteś winna . – słyszę
słodki głos i śmiech .
- Ja nic
sobie nie jestem winna . – mówię spokojnie , a teraz co powiem , raczej będzie
wrzaskiem : - A teraz wypad zanim zadzwonię po policję !
- Nie
zrobisz tego . – osoba na kanapie z pogardą wydyma wargi , a ja warczę i klnę ,
gdy lawiruję pomiędzy kałużami kawy , kiedy idę do kuchni po szmatę , aby
wytrzeć podłogę . Niezadowolona szybkimi ruchami ścieram podłogę , co pewien
czas łypiąc oczami na postacie na kanapie , które jak gdyby nigdy nic plotkują
. Wreszcie zadowolona wyrzucam szmatę przez okno na balkon sąsiadki , czym prowokuję postać na kanapie , która marszczy
delikatnie swój stary kulfon .
- Skarbie ,
ekologia przede wszystkim – mówi , a ja mam ochotę popełnić morderystwo z
premedytacją
- Usiądź ,
porozmawiamy . – postać znów się odzywa , ale teraz jakby łagodniej i
spokojniej .
Zniechęcona
wszystkimi moi działaniami , mającymi na celu wygonienie ich stąd, siadam z
westchnieniem znużenia na fotel , stojący vis-a-vis kanapy , na której
rozsiedli się moi „goście „. Patrzę na nie , udając znużoną .
- Ładna sukienka
– zauważa jedna z postaci , a ja spoglądam na siebie . Cholerka , faktycznie ,
ubrana jestem w jakąś durną sukienkę! Natychmiast zrywam się z fotela i patrzę z bezgraniczną złością na starszą
postać .
- Czy ty to
zrobiłaś ? – cedzę każde słowo , próbując nie przywalić jej w mordę , a ona
bezczelnie uśmiecha się jak aniołek .
- Ależ
oczywiście kotku . Ślicznie w niej wyglądasz . – mówi , trącając drugą postać
ramieniem , która reaguje z pewnym opuźnieniem
- Co ? Ach ,
tak jasne . – postać nie wydaje się zainteresowana .
Rozgoryczona
, że ten dzień się tak zaczął , patrzę na postacie na kanapie . Przede mną
siedzi kochana Dobra Wróżka ala starsza
babunia i kelnereczka Jill . Lepiej być
nie mogło , myślę .
- Ależ
skarbie , oczywiście , że mogło ! – drzwi do mieszkania otwierają się z hukiem
i do salonu wchodzi druga starsza pani , która kopniakiem zamyka drzwi , które
trzeszczą w futrynie . Czarek z radością podbiega do niej i prosi o łaskotki ,
a ona daje mu smakołyk , który dziwnym
traftem przypomina ... ludzkie oko ? Dziewczyno
, masz omamy , mówię sama sobie , kręcąc głową .
- Skarbie ,
to nie żadne omamy . To oko jakiegoś nieszczęśnika , który mi się naraził . –
babunia z hukiem siada na fotel , gdzie przed chwilą siedziałam , po czym
rozgląda się ciekawsko , dopóki ... nie zauważa ich .
- No , no ,
kogo ja widzę . – głos babuni psychopatki z ludzkim okiem brzmi leceważąco
- Witaj
droga siostryczko . – głos drugiej babuni dla odmiany jest słodki i milutki , jakim
zwraca się do małego dziecka .
- Droga ?
Moja siostryczka oszalała . – te ostatnie słowa kieruje do mnie , uśmiechając
się jak kot z „Alicji w Kranie Czarów „.
- Czy ktoś
mógłby mi wytłumaczyć , co tu się dziej ? – najwyraźniej Jill też niezbyt rozumie , co tu sie dziej .
Obie babunie
z gracją wstają ze swoich siedzeń , po czym wyjmują z kieszeń palt ... różdżki
, które kierują na siebie . Pojawia się oślepiające światło . Kiedy mogę już
otworzyć oczy , widzę stare znajome . Białowłosą i kruczoczarną . Dziś dla
odmiany , dziewczyna o bladej cerze ma na sobie błękitną suknienkę , która
komponuje się z odcieniem jej oczu .
Druga zaś , ma na sobie krótką , luźną
czerwoną sukienkę , która
idealnie pasuje to jej krwisto-czerwonym włosów . Obie kobiety mierzą się
spojrzeniami od stóp do głów .
- A więc ? –
pytam niecierpliwie , bo powoli przestaje mnie bawić te reality-show
- Witajcie June April de Orfano i Jill Darcy . Jestem Dobra Wróżka , dla przyjaciół
Lilian . A to ... – kobieta z jasnymi włosami patrzy na drugą kobietę , która uśmiecha
się , pokazując przy tym nienaturalnie długie przednie siekacze .
- Zła Wróżka , ale możecie mówić mi Sophia . –
mówi z uśmiechem ,patrząc na mnie wymownie , po cyzm przypominam sobie , jak
ostatnio ją potraktowałam .
- To jak
umówiłaś się Krwawym Billym ? – nie mogę trzymać języka za zębami , co z
pewnością będzie mnie zaraz dużo kosztować . Jednak Sophia uśmiecha się dalej ,
jak gdyby nigdy nic .
- Billy to
słodki chłopak , ale nie takiego potrzebuję. – wzdycha teatralnie , a ja duszę
w sobie śmiech , widząc wściekłą minę Dobrej Wróżki
- Znów się
bawisz ludzkimi uczuciami , Sophio ! Tak nie wolno ! – białowłosa tupnie ze
złością , a Zła Wróżka wybucha chichotem
-
Wybacz moja droga kochana Lilian , że
uraziłam cię czymś takim . Przecież wszyscy są śliczni , piękni i mądrzy i
wszyscy są wyjątkowi na swój sposób . – Sophia mówi z ironią ,rozsiadając się na fotelu , przez którego
ramię przerzuca zgrabne nogi w czerwonych szpilkach . Lilian patrzy na nią z wściekłością i otwiera usta , żeby powiedzieć , ale wtedy
Jill wybucha :
- Możecie
powiedzieć nam najpierw , o co chodzi , a później się kłócić ?!
- No właśnie
. – zakładam ręce na piersi , stojąc w buntowniczej pozie
- No to
siadajcie . Mamy dużo spraw do obgadania . – Lilian nagle traci zainteresowanie
kłótnią i wskazuje mi ręką kanapę , gdzie siadam z lekkim ociąganiem . Nawet
nie wiecie , jak decyzja na tę rozmowę
wpłynie na moje życie .
Jill
-Wychodzę- mruknęła, kierując się w stronę drzwi.- Nie dam się zwariować!
Kobiety i kryminalistka popatrzyły na nią zaskoczone.
-Nie możesz teraz nas zostawić- odparła spokojnie Lilian. - Przecież ci to tłumaczyłam.
-To jakieś szaleństwo. Daję wam pięć minut. Jeśli nie przedstawicie racjonalnego wytłumaczenia, to znikam i wracam do roboty- wysyczała poddenerwowana Jill.
-Już, uspokój się, kelnereczko- mruknęła znudzona June. Jeśli dobrze zrozumiałam, jesteśmy tu po to, żeby one- panny dobra i... trochę gorsza- spełnieły nasze marzenia.
-Książkowe marzenia- uzupełniła Lilien, zerkając na siorstrę.- Chyba czas zabrać się do pracy. Co powiesz na wyzwania w świecie "Zbuntowanej", siostrzyczko?
-Mam nadzieję, że wyjdą z tego. Poharatane i obite- zaśmiała się cierpko Zła Wróżka. W pokoju zrobiło się cicho , lecz do uszu Jill dotarło ciężkie westchnienie de Orfano.
-Daruj sobie- wysyczała, patrząc wprost w czarne oczy wiedźmy. Ta odpowiedziała jej nieprzyjemnym chichotem. Potem wyjęła swoją sękatą różczkę i wykonała nią gwałtowny gest tuż przed nosem Jill.
-Portal do "Zbuntowanej" raz!- krzyknęła, gdy na przeciwko dziewczyn pojawiła się migotliwa, błyszcząca odcieniami fioletu kula. -Połamania nóg, moje drogie bibliofilki...
-NIe! Stop! Ja wcale...- zaczęła Jill, lecz nagle poczuła, że ciepła ręka Dobrej Wróżki wpycha jej pierś w mieniącą się przed twarzą substancję. Dziewczyna momentalnie znalazła się w samym środku lodowatego, wirującego fioletem i czernią cyklonu. Świat przestał istnieć.
~ Szalona Szatynka ( narazie w stanie pisarskiego załamania nerwowego ) I Indiana Black , znana inaczej jako Jill .
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz