sobota, 25 kwietnia 2015

Cóż , sama nie wiem , czemu wstawiam rozdział tak wcześnie  . Może chcę jakoś wynagrodzić wcześniejszą nieobecność , nie wiem . xD Nie chcę przynudzać , więc zostawiam was z nowym rozdziałem . Enjoy it !
https://www.youtube.com/watch?v=xND5ofiinn8
https://www.youtube.com/watch?v=ouBgbwzqyRs
https://www.youtube.com/watch?v=3l7QoYK32GQ
Wybaczcie , ale uwielbiam studio Accantus <3 dobra , wracajmy do przygód June I Jill ...


June April

Czuję  łaskotanie na plecach i po chwili  lecimy w czarną pustkę z Jill . Dziewczyna spogląda  na mnie zaniepokojona  , a ja odpowiadam  jej takim samym spojrzeniem . Kto może widzieć , gdzie te cholerne babki nas wyślą ?

Czuję  , jak Jill upada ciężko na ziemię , a ja amortyzuję szybko upadek przewracając się , po czym wstaję .  Ciemnowłosa bierze ze mnie przykład  i razem przyglądamy się miejscu , gdzie trafiłyśmy .

Stoim na jakimś podniesieniu . Posadzka jest taka wypolerowana  , że możemy się przejrzeć .  Widzę  moją z lekka piegowatą twarz i wzdycham , pragnąc wygłosić jakieś uroczyste słowa na temat własnego wyglądu , a Jill brutalnie ciągnie mnie za rękę i wskazuje na coś wprost przed nami .

Stoimy przed wielkim tłumem  kobiet i mężczyzn ,dzieci i staruszków  , którzy wyglądają jakby zastygli w ruchu . Patrzę na prawo i widzę grupkę nastolatków w różnych ubraniach , którzy także nie ruszają się . Świetnie , myślę .

- Gdzie jesteśmy ? – Jill musiała wyczytać z mojej twarzy , że rozpoznaję to miejsce . Wzdycham ciężko .

- Przeniosły nas do świata Niezgodnej . – tłumaczę Jill  ,  która nie czytała książki

- Aha . Dlaczego są tak różnie ubrani ? – Jill pyta  ,  pokazując na ludzi ręką

- Jest pięc frakcji . Altruizm , czyli bezinteresowność , Erudycja , czyli inteligencja , Prawość , czyli uczciwość , Serdeczność , czyli życzliwość i Nieustraszność ,czyli odwaga . – wyliczam  , a Jill w mig łapie ,  o co chodzi .

- A . I te misy służą do jakiegoś wyboru tak ? – pyta wskazując na naczyniami za nami , a ja się dziwię , jak mądra potrafi być  ( czasami ) .

- Tak . W wieku 16 lat każdy młody człowiek musi wybrać frakcję  , do której pragnie należeć . Może wybrać swoją rodzinną frakcję albo inną . – mówię , kiedy widzę  , jak ludzie ożywają i zaczynają się ruszać . Szybko zeskakuję z podniesienia i daję znak Jill ,aby wzięła do ręki nóż i nacięła skórę na ramieniu .

- Jill Darcy – słyszę głęboki głos Marcusa , przywódcy Altruistów i zalewa mnie krew , kiedy przypominam sobie , co później uczyni . Jednak powstrzymuję ręce do zaciśnięcia w pięści i z udawanym spokojem gładzę swoje ubranie . Zauważam , że jestem ubrana w szare ubranie . Altruizm . Cholera  , to sprawka Dobrej Wróżki  , myślę  i obiecuję  ,że kiedy skonczy się cała ta historia  , znajdę tę uśmiechniętą dziewczynę i wyślę do Tartaru .

- Jill Darcy – Marcus ponawia swoją mowę i wtedy zauważam , że Jill ubrana jest w kolorowe ubrania Serdeczności . – Dokonaj wyboru . – mówi  i odsuwa się   , a Jill niepewna przykłada na ręki nóż  . Wiem  ,że powstrzymuje się  , żeby się nie odwrócić  i nie spytać mnie  ,  co ma czynić   ,  co jest z resztą zrozumiałe . Tylko ta czynność miała by katastrofalne skutki zarówno dla mnie  , jak i dla niej .

Jill bierze oddech i nacina skórę i zaczyna cieknąć krew , po czym szybko przystępuje do misy Serdeczności , czyli misy z ziemią i krew powoli ścieka do naczynia . Marcus uśmiecha się i wskazuje Jill miejsce koło innych Serdecznych , a wzdycham głośno . Świetnie  , nic jej nie będzie grozić  , kiedy  zrobię  to ,  co mam zamiar zrobić , myślę   ,kiedy ponownie słyszę głos przywódcy Altruistów .

- Beatrice Prior – słyszę i patrzę  ,  jak główna bohaterka książki Veronici Roth wchodzi po stopniach , po czym bierze do ręki nóż i zgodnie z założeniem autorki , nacina skórę , po czym wylewa ją do misy z rozżarzonymi węglami . Patrzę  , jak pozornie spokojnym krokiem idzie w kierunku Nieustrasznych , kiedy zauważam wsród Christinę , Willa , Ala i resztę . Kiedy przypomniam sobie  , co się stanie z niektórymi z nich , łzy mi napływają do oczu , tak jak wtedy   ,  gdy czytałam tę książkę . Słyszę ponownie wkurzający głos Marcusa .

- June April de Orfano – słyszę chichoty nastolatków , kiedy wchodzę po schodach . Frajerzy , pożałują tego  , uśmiecham się do siebie w duchu  ,  po czym słyszę w swojej głowie głos Dobrej Wróżki .

- April  , kochanie , nie rób czegoś , co będziesz żałować . – mówi ,a ja zaciskam zęby  , kiedy spoglądam na Marcusa , który uśmiecha się , ale przestaje  , gdy widzi moją iście szatańską minę .

Biorę nóż do ręki i głeboko oddycham , pewna co robić . Jednak nachodzą mnie wątpliwości . Czy to co zrobisz , przejdzie Ci płazem ? , pytam samą siebie , ale zaraz sama sobie odpowiadam . To jakby jawa . Nic i nikt nie da rady mnie zabić . Wróżki mi pomogą . Z tą myślą , nacinam skórę i krew zaczyna skapywać na podłogę , jak podobnie wcześniej Beatrice . Wszyscy patrzą na mnie zdezorientowani  , kiedy nie podchodzę do żadnych z mis .

- June April  , czy wszystko w porządku ? – Marcus pyta i zauważam w jego troskę  , po czym orientuję się , że Wróżki tak zmotyfikowały wszystkich pamięć  , że wydaje im się  , że mnie znają . Może i dobrze  , myślę .

- Czy muszę wybierać frakcję ? – pytam cicho , a mężczyzna patrzy na mnie przerażony i cofa się o krok . Wszyscy z widowni zauważają , jak prowadzący  próbuje uspokoić oddech i wychylają się z zaciekawieniem  , aby usłyszeć  więcej .  Marcus podchodzi do mnie i zaciska mi dłoń na ramieniu .

- Wybieraj – rozkazał , a ja potulnie podchodzę  z nim do mis i moja kropla krwi skapuje  na powierzchnię rozżarzonych węgli . Słyszę  stłumione okrzyki Altruistów  , którzy żałują stratę kolejnego dziecka z tej frakcji  , ale co mogłam zrobić ? Nie pasuję do tej frakcji , podobnie jak Tris . Marcus patrzy mi w oczy , a ja czuję jakby wiercił mi dziury w ciele .

- Dlaczego to zrobiłaś ? – pyta  , a ja uśmiecham się łagodnie jak baranek , pragnąc zrobić to  ,  co zawsze miałam ochotę temu człowiekowi zrobić .

- Cóż jakby to powiedzieć .... – nachylam się ku niemu ,a on nastawia ucha .
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pam , pam.... Gabu mistrz napięcia ! xD Czy ktoś podejrzewa co zrobi nasza kochana June ? Zgadujcie w komentarzach !
~ Szalona Szatynka

wtorek, 21 kwietnia 2015

Przepraszam w imieniu moim I Jill za tak dłuuuugie niewstawianie nowego rozdziału . Mamy nadzieję , że nie zadźgacie nas nożem . ;-; A wracając do tematu , zastanawiam się , nie wiem jak Jill , czy nie zamknąć bloga z powodu małej czytalności . Niestety , ale nie zostawiacie komentarzy , więc nie wiemy , co o tym sądzić . Prosimy , aby pod tym postem każdy czytający wypowiedział się , czy sądzi o tym blogu I czy warto dalej go prowadzić . Dziękujemy za szczere słowa .


June April

Czuję coś mokrego na policzku . Otwieram powoli oczy . Leżę na kanapie w mieszkaniu Laurence . Nawet nie wiem , kiedy się tu znalazłam .Wzdycham , a Czarek znów z radością zabiera się do mojej porannej toalety . Uśmiecham się lekko do charta , po czym niezbyt przytomna wlokę się do łazienki .  Widzę w lustrze małe, chude coś .  Piegowata  z lekka  twarz . Chude , niezbyt umięsione nogi , sprawne i szybkie , dzięki licznym ucieczkom . Rana na szyi od cięcia nożem . Podrapane kolana  od często przeciskania się pod ogrodzeniami .  Uśmiecham się jak wisielec , widząc moją potarganą fryzurę . Czym prędzej wskakuję do wanny , aby wziąć od niepamiętnych czasow porządny prysznic .

Taplam się długo  w wodzie , rozmyślając o wielu nieistotnych rzeczach . Kiedy wychodzę z wanny , znajduję na niedaleko stojącym mahoniowym krześle , czyste ubrania i bieliznę . Nawet nie zwracając uwagi ,  zakładam ubrania , szczęśliwa , że Laurence jest taka hojna , że nawet daje mi się w co ubrać . Jakże byłam w błędzie .

Zadowolona rozczesuję szybko włosy i wyskakuję z łazienki . Kieruję swoje kroki do kuchni , gdzie mam nadzieję znaleźć peruwiańską kawę , która potrafi skutecznie mnie rozbudzić . Trochę zaspana , nastawiam ekspers i czekam , z nudów mieszając sproszkowaną kawę w kubku . Z salonu dochodzą niepokojące mnie odgłosy , ale na razie mam nadzieję , że to moja chora wyobraźnia płata mi figle . W końcu zalewam napój wrzątkiem , po czym biorę kubek do ręki  i ze spokojem idę do salonu , gdzie ....

- KURWA ! – krzyczę , wypuszczając kubek z ręki , a napój rozlewa się po posadzce . Czarek szczęśliwy podbiega , żeby zlizać , ale parzy się biedak i ucieka pod stół , niezadowolony , łypiąc oczami na złowrogą kawę .

- CO TO MA DO JASNEJ CHOLERY BYĆ ?! – krzyczę znów , nieświadomie wdepując bosą stopą na rozlany napój . Krew mnie zalewa i z bólu i wściekłości krzyczę , aż starsza sąsiadka Laurence zaczyna walić miotłą w sufit .

- Sama sobie  kochanie jesteś winna . – słyszę słodki głos i śmiech .

- Ja nic sobie nie jestem winna . – mówię spokojnie , a teraz co powiem , raczej będzie wrzaskiem : - A teraz wypad zanim zadzwonię po policję !

- Nie zrobisz tego . – osoba na kanapie z pogardą wydyma wargi , a ja warczę i klnę , gdy lawiruję pomiędzy kałużami kawy , kiedy idę do kuchni po szmatę , aby wytrzeć podłogę . Niezadowolona szybkimi ruchami ścieram podłogę , co pewien czas łypiąc oczami na postacie na kanapie , które jak gdyby nigdy nic plotkują . Wreszcie zadowolona wyrzucam szmatę przez okno na balkon sąsiadki , czym  prowokuję postać na kanapie , która marszczy delikatnie swój stary kulfon .

- Skarbie , ekologia przede wszystkim – mówi , a ja mam ochotę popełnić morderystwo z premedytacją

- Usiądź , porozmawiamy . – postać znów się odzywa , ale teraz jakby łagodniej i spokojniej .

Zniechęcona wszystkimi moi działaniami , mającymi na celu wygonienie ich stąd, siadam z westchnieniem znużenia na fotel , stojący vis-a-vis kanapy , na której rozsiedli się moi „goście „. Patrzę na nie , udając znużoną .

- Ładna sukienka – zauważa jedna z postaci , a ja spoglądam na siebie . Cholerka , faktycznie , ubrana jestem w jakąś durną sukienkę! Natychmiast zrywam się z fotela  i patrzę z bezgraniczną złością na starszą postać .

- Czy ty to zrobiłaś ? – cedzę każde słowo , próbując nie przywalić jej w mordę , a ona bezczelnie uśmiecha się jak aniołek .

- Ależ oczywiście kotku . Ślicznie w niej wyglądasz . – mówi , trącając drugą postać ramieniem , która reaguje z pewnym opuźnieniem

- Co ? Ach , tak jasne . – postać nie wydaje się zainteresowana .

Rozgoryczona , że ten dzień się tak zaczął , patrzę na postacie na kanapie . Przede mną siedzi kochana Dobra Wróżka  ala starsza babunia i kelnereczka Jill . Lepiej być nie mogło , myślę .

- Ależ skarbie , oczywiście , że mogło ! – drzwi do mieszkania otwierają się z hukiem i do salonu wchodzi druga starsza pani , która kopniakiem zamyka drzwi , które trzeszczą w futrynie . Czarek z radością podbiega do niej i prosi o łaskotki , a ona  daje mu smakołyk , który dziwnym traftem przypomina ... ludzkie oko ? Dziewczyno , masz omamy , mówię sama sobie , kręcąc głową .

- Skarbie , to nie żadne omamy . To oko jakiegoś nieszczęśnika , który mi się naraził . – babunia z hukiem siada na fotel , gdzie przed chwilą siedziałam , po czym rozgląda się ciekawsko , dopóki ... nie zauważa ich .

- No , no , kogo ja widzę . – głos babuni psychopatki z ludzkim okiem brzmi leceważąco

- Witaj droga siostryczko . – głos drugiej babuni dla odmiany jest słodki i milutki , jakim zwraca się do małego dziecka .

- Droga ? Moja siostryczka oszalała . – te ostatnie słowa kieruje do mnie , uśmiechając się jak kot z „Alicji w Kranie Czarów „.

- Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć , co tu się dziej ? – najwyraźniej Jill  też niezbyt rozumie , co tu sie dziej .

Obie babunie z gracją wstają ze swoich siedzeń , po czym wyjmują z kieszeń palt ... różdżki , które kierują na siebie . Pojawia się oślepiające światło . Kiedy mogę już otworzyć oczy , widzę stare znajome . Białowłosą i kruczoczarną . Dziś dla odmiany , dziewczyna o bladej cerze ma na sobie błękitną suknienkę , która komponuje się z odcieniem jej  oczu . Druga zaś , ma na sobie krótką , luźną  czerwoną sukienkę  , która idealnie pasuje to jej krwisto-czerwonym włosów . Obie kobiety mierzą się spojrzeniami od stóp do głów .

- A więc ? – pytam niecierpliwie , bo powoli przestaje mnie bawić te reality-show

- Witajcie June April de Orfano i Jill Darcy . Jestem Dobra Wróżka , dla przyjaciół Lilian . A to ... – kobieta z jasnymi włosami patrzy na drugą kobietę , która uśmiecha się , pokazując przy tym nienaturalnie długie przednie siekacze .

-  Zła Wróżka , ale możecie mówić mi Sophia . – mówi z uśmiechem ,patrząc na mnie wymownie , po cyzm przypominam sobie , jak ostatnio ją potraktowałam .

- To jak umówiłaś się Krwawym Billym ? – nie mogę trzymać języka za zębami , co z pewnością będzie mnie zaraz dużo kosztować . Jednak Sophia uśmiecha się dalej , jak gdyby nigdy nic .

- Billy to słodki chłopak , ale nie takiego potrzebuję. – wzdycha teatralnie , a ja duszę w sobie śmiech , widząc wściekłą minę Dobrej Wróżki

- Znów się bawisz ludzkimi uczuciami , Sophio ! Tak nie wolno ! – białowłosa tupnie ze złością , a Zła Wróżka wybucha chichotem

- Wybacz  moja droga kochana Lilian , że uraziłam cię czymś takim . Przecież wszyscy są śliczni , piękni i mądrzy i wszyscy są wyjątkowi na swój sposób . – Sophia mówi z ironią  ,rozsiadając się na fotelu , przez którego ramię przerzuca zgrabne nogi w czerwonych szpilkach .  Lilian patrzy na nią z wściekłością  i otwiera usta , żeby powiedzieć , ale wtedy Jill wybucha :

- Możecie powiedzieć nam najpierw , o co chodzi , a później się kłócić ?!

- No właśnie . – zakładam ręce na piersi , stojąc w buntowniczej pozie

- No to siadajcie . Mamy dużo spraw do obgadania . – Lilian nagle traci zainteresowanie kłótnią i wskazuje mi ręką kanapę , gdzie siadam z lekkim ociąganiem . Nawet nie wiecie , jak  decyzja na tę rozmowę wpłynie na moje życie .
 
Jill

 Jill siedziała osłupiała na kanapie, wciśnięta mniędzy dwie wróżki. Niewiele rozumiała z ich poplątanej gadaniny. Cała sytuacja wydawała jej się zupełnie nieprawdopodobna, lepsza dla bohaterki słabego fantasy niż kelnerki nowojorskiego pubu. W końcu nie wytrzymała. Zirytowana rzuciła o puchaty dywan czytaną wcześniej gazetą.
-Wychodzę- mruknęła, kierując się w stronę drzwi.- Nie dam się zwariować!
Kobiety i kryminalistka popatrzyły na nią zaskoczone.
  -Nie możesz teraz nas zostawić- odparła spokojnie Lilian. - Przecież ci to tłumaczyłam.
-To jakieś szaleństwo. Daję wam pięć minut. Jeśli nie przedstawicie racjonalnego wytłumaczenia, to znikam i wracam do roboty- wysyczała poddenerwowana Jill.
-Już, uspokój się, kelnereczko- mruknęła znudzona June. Jeśli dobrze zrozumiałam, jesteśmy tu po to, żeby one- panny dobra i... trochę gorsza- spełnieły nasze marzenia.
-Książkowe marzenia- uzupełniła Lilien, zerkając na siorstrę.- Chyba czas zabrać się do pracy. Co powiesz na wyzwania w świecie "Zbuntowanej", siostrzyczko?
-Mam nadzieję, że wyjdą z tego. Poharatane i obite- zaśmiała się cierpko Zła Wróżka. W pokoju zrobiło się cicho ,   lecz do uszu Jill dotarło ciężkie westchnienie de Orfano.
  -Daruj sobie- wysyczała, patrząc wprost w czarne oczy wiedźmy. Ta odpowiedziała jej nieprzyjemnym chichotem. Potem wyjęła swoją sękatą różczkę i wykonała nią gwałtowny gest tuż przed nosem Jill.
-Portal do "Zbuntowanej" raz!- krzyknęła, gdy na przeciwko dziewczyn pojawiła się migotliwa, błyszcząca odcieniami fioletu kula. -Połamania nóg, moje drogie bibliofilki...
-NIe! Stop! Ja wcale...- zaczęła Jill, lecz nagle poczuła, że ciepła ręka Dobrej Wróżki wpycha jej pierś w mieniącą się przed twarzą substancję. Dziewczyna momentalnie znalazła się w samym środku lodowatego, wirującego fioletem i czernią cyklonu. Świat przestał istnieć.
 
~ Szalona Szatynka ( narazie w stanie pisarskiego załamania nerwowego ) I Indiana Black , znana inaczej jako Jill .

 

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział I , czyli jak z paki wylądować na bruku  część 2
  
June April

Cholera , takiej tępej mózgownicy to ja dawno nie spotkałam ! Patrzę na kelnerkę z wyraźnym niesmakiem . Phi ,bogata ,myślę , patrząc po drogich ciuchach dziewczyny , po czym spoglądam na samą siebie .

- Fajne dziary ,co ? – rzucam ,oglądając z zachwytem tatuaże zrobione przez mojego kumpla ,Mike’a , który cóż biedaczek kopnął w kalendarzyk . *

- Aaaaahhhhhaaaa..... – kelnerka specjalnie przeciąga słowo ,a ja patrzę na nią z ukosa

 - Coś ci kurde laska nie pasuje ?! – warczę , wyjmując nóż do rzucania z kieszeni spodni ,a dziewczyna blednie

- Nie , nie jasne , wszystko w porząsiu . – mówi ,a ja zadowolona kładę nogi na blacie stolika

- Zabieraj te giry ze stolika ! – krzyczy dziewczyna , ale nie zwracam na nią uwagi i wyjmę z torby pogiętą gazetę ( ukradłam ją )

- Ehmmm.... – kelnerka próbuje zwrócić na siebie moją uwagą . Bezskutecznie .

W ciszy siedzimy parę minut ,kiedy rozlega się głośne bicie zegara , stojącego w kącie . Spoglądam tam i kręcę niezadowolona głową .

- Znów się spóźnia – sama do siebie mówię ,a kelnerka zrywa się z miejsca i pędzi  na zaplecze  , aby wyjść chwilę potem  elegancko ubrana i z makijażem na twarzy .

- Och ho ho , ale się wypackałaś . – rzucam beznamiętnym tonem , przewracjąc stronę gazety

- Na randeczkę ,pewnie ? – mruczę , szokując tym kelnerkę

- Skąd ty .... ? –zaczyna ,a ja zgrabnie przerzucam nogi ze stolika na podłogę i wstaję od blatu  ,  zabierając ze sobą torbę  i gazetę .

- Miło się gawędziło – rzucam i zamierzam wyjść  , ale kelnerka przytrzumuje mnie za ramię

- Kim jesteś ? – pyta władczo  , co mi bardzo się podoba . Tak bardzo , że daję jej z pięści w nos.

- Kurwa ,co to ma być ! –wrzeszczy  , a na mojej twarzy pojawia się banan

- Przyjazne pożegnanie . – mówię i otwieram drzwi ,kiedy do kawiarni wpada , stop ! wpadają dwa ciała  , złączone w czymś co można nazywać „pocałunkiem „  ,  jeśli  lizanie czyjeś twarzy to pocałunek .

- Uważaj jak chodzisz , ciamajdo ! – rzuca chłopak , odrywając się od dziewczyny  ,  która  gładzi jego kości policzkowe

- Misiu ,więcej .... – rzuca zalotnym tonem  ,  a ja nie mogę wytrzymać i zaczynam wyć ze śmiechu

Śmieję się tak histerycznie , że i para i kelnerka patrzą na mnie jak na chorą psychicznie . Cała trójka obrzuca się spojrzeniami . I oczywiście dochodzi do katastrofy .

- To ty .... – warknęła kelnerka  ,  patrząc z bezgraniczną wściekłością na parę 

Spoglądam na tamtą dwójkę i zauważam  , że chłopak blednie  , rozpoznając kelnerkę .

- Nie znam  Cię . – wkrztusił

- A ja Ciebie tak ! – krzyczy kelnerka i rzuca w parę czym popadnie  , a ja zaczynam ponownie się śmiać

- A tak naprawdę to o co tu chodzi ? – pytam w końcu , patrząc jak kelnreka szuka pierwszej lepszej rzeczy ,  aby rzucić w parę .

- Misiu , czy to twoje znajome ? – pyta zadziornie dziewczyna , która przyszła z chłopakiem

- Stary , tyle ci powiem – masz przesrane życie . – mówię mu  , a on kiwa głową na znak zgody

- Jesteś dupkiem ! – słyszę i odwracam się  ,  aby zobaczyć jak po policzkach kelnerki płyną łzy , która gniewnym ruchem ręki starła .

- Mówiłeś ,że jesteśmy tacy podobni ! Że podobam Ci się , że chcesz ,abyśmy lepiej się poznali .... – kelnerka zaczyna spazmatycznie oddychać , a ja zaczynam wszystko rozumieć

- Ty umówiłeś się kiedyś  z panienką kelnereczką , a za rogiem spotkałeś starą znajomą Baśkę i tak jakoś wyszło ,że się obściskiwaliście na środku Manhattanu ? – słodziutkim głosem , godnym Dolores Umbridge pytam chłopaka  , który rumieni się jak piwonia .

- Skąd wiesz,że mam na imię Basia ? – spyta szczerze zdziwiona dziewczyna

- Ehmm..... – te słowo  chłopaka wystarcza mi za odpowiedź i daję mu potężnego kopniaka w czułe miejsce   ,  aż się zgina . Wtedy pięścią dowalam mu w twarz i chłopak upada na podłogę .

- Gnojek – rzucam przez ramię i wychodzę z lokalu

I wtedy spotkam mojego kumpla , Czarka .

- Hej Czarku ! – mówię i głaszczę mojego kumpla po sierści ,a  on liże mnie po twarzy .

- Stary , bez przesady ! – wołam ,a pies szczęśliwy zaczyna biegac wokół mnie .

Czarek to średni wielkości chart , z płową sierścią ,kóra teraz lśni w promieniach zachodzącego słońca . Znamy się nie od dziś . Razem stanowimy zgrany zespół . Ja zagaduję sprzedawców , on kradnie co sie da i zwiewamy . Zawsze to działa .

- Hej piesku – słysze smutny głos za mną i odwracam się  .

Patrzę przez chwilę ,jak kelnerka głaszcze psa . Zauważam ,że w kącikach jej oczu zbierają się łzy ,które o dziwo ,powstrzymała . Silna jest ,myślę i mimowoli uśmiecham się .

- Hej , nawet nie spytałam się ,jak masz na imię – zagaduję ,a dziewczyna podnosi na mnie wzrok

- No , jak miałaś zamiar mnie zabić ,cóż nie miałaś okazji – dziewczyna wstaje i podaje mi rękę

- Jill Darcy – mówi ,a ja uśmiecham się

- Miło mi cię poznać Jill – mówię  i sama się dziwię ,że stac mnie na taką uprzejmość

- A ty ? – pyta po pewnej chwili Jill

- Słyszałaś  , żeby  jakiś ganster podawał swoje imię pierwszej lepszej osobie ? – aha , znów moja więzienna natura się objawia

- Jesteś mi to winna . – mówi Jill  , patrząc na mnie spod przymrużonych powiek

- June . – wzdycham i ruszam w kierunku Empire Sate Building , gdzie jest moja główna kwatera w Nowym Yorku .

- Ale o co ci chodzi z tym czerwcem ?- Jill dogania mnie i idziemy ramię w ramię , a obok nas biegnie  Czarek .

- Nazywam się June . June April tak dokładnie . – tłumaczę jej powoli ,jak małemu dziecku  , kiedy przechodzimy na światłach

- Że co ? Który rodzic nazywa dziecko nazwą miesiąca ?! – słyszę w jej głosie śmiech i przyspieszam kroku

Zawsze to samo . Powiem imię i już przesrane w życiu . Dobrze , że w mojej braży im dziwniejsze imę  , tym lepsze .

- Ej , nie chciałam Cię urazić czy coś ... – woła Jill , która została w tyle , ale ja przyspieszam kroku i znikam w tłumie

Kieruję swoje kroki w kierunku biblioteki , pragnąc zgubić Jill . Nie potrzebuję przyjaciół  , a tym bardziej przyjaciółek , przekonuję sama siebie , kiedy stawiam kroki na schodach biblioteki .

- Hej złotko ! – otwieram drzwi i słyszę pogodny głos mojej starej znajomej , Laurence , z którą przez pewien czas siedziałam w jednej pace w Chicago . Laurence to młoda  ,  może po trzydziestce kobieta , z tatuażami na ramionach i masą kolczyków w uchu . Przyglądam się ,  jak pogodna kobieta krząta się po bibliotece , aby znaleźć dzbanek  ,  aby zagotować mi herbatę .
- Masz brązowy cukier ? – krzyczę  , a Czarek ,który niepostrzeżenie wślizgnął się tu za mną  , buszuje pomiędzy regałami .

- Jasne ! Zielona z  cytrusami ? – pyta , wychylając się zza drzwi od zaplecza , a ja kiwam głową

- Masz może ciastka do Joego ? – pytam , a Laurence wychodzi z dwoma kubkami w ręką i paczką ciastek pod ręką .

- No jasne ! – woła i stawia wszystko na ladzie  , a Czarek wybiega za regału  z książkami dla dzieci  ,  z czymś pluszowym w pysku .

- Ty  mała cholero ! Oddawaj to ! – ze spokojem obserwuję  ,  jak bibliotekarka bezskutecznie próbuje złapać charta , który kluczył pomiędzy regałami .  Jednak tę gonitwę coś przerwało .

Odwracam się  , aby sprawdzić  kto przyszedł  do biblioteki . Kiedy rozpoznaję osobę  , natychmiast nurkuję w regały z literaturą młodzieżową .

- Dzień dobry – słyszę pogodny ton mojej prześladowczyni  i wywracam oczami

Spokojnie przebieram na półkach w poszukiwaniu ciekawych książek . Harry Potter ,klasyka , Zwiadowcy – dawno przeczytane , Szeptem – eh , zbyt łzawe , Igrzyska Śmierci – hit . Czemu do jasnej anielki na półkach dla młodzieży nie stoi „ Mała Dorrit „ czy „ Duma i uprzedzenie „ tylko jakieś denne historyjki typu „ Gwiazd naszych wina „?  No proszę was. Mało nieszczęść na świecie , a ludzie zachwycają się historią  miłości Hazel i Augusta . Jakby takich par nie było tysiące .

Moje przemyślenia przerywa rozmowa kobiety z Laurence ,która siłuje się z Czarkiem o pluszową rybkę Nemo .

- W czym mogę pani pomóc ? – Laurence nie traci rezonu , nawet jak siedzi na podłodze i przygniata  głowę  Czarka łokciem  , a on skubie ją za rękaw.

- Widzę , że panienka zajęta . – staruszka uśmiecha się  szeroko  , a  ja mam ochotę po raz pierwszy i ostatni zadzwonić na policję .

- Nie ,  nie , niech pani się nie przejmuje . – Laurence także uśmiecha się  , wyrywając Czarkowi z pyska pluszaka , z którego zostały tylko strzępy .

- Mścicielko , odkupisz go ! – krzyczy w głąb biblioteki  , a ja obiecuję w duchu  ,  że jeśli przeżyję dzisiejszy dzień to dam wszystkie pluszaki z tej biblioteki na przetworzenie do gęby Czarka .

- Mścicielko ? To pani koleżanka ? – staruszka nazbyt się interesuje   jak na moje oko  ,  ale  zadowolona Laurence nie zauważa niebezpieczeństwa w staruszce .

- Proszę niech pani usiądzie . Zaraz przygotuję pani herbatę . June ! – woła mnie , kiedy znika za drzwiami od zaplecza . Zostaję z moi  horrorem sama .

 

Powoli , bezgłośnie kluczę pomiędzy regałami . Czarek na szczęście jeszcze nie zorientował się  , że coś się kroi i zadowolony leży pod stolikiem dla małych dzieci . Ostrożnie wychylam się zza regału .

Kobieta siedzi przy ladzie , gdzie przez chwilą sama siedziałam i zadowolona skubie owsiane ciasteczka  ,  które wcześniej przyniosła Laurence . Nagle ponosi wzrok od książek i ... patrzy wprost na mnie . Cholerka , nie  ma co udawać , że nie istniejesz , mówię sama sobie i wychodzę zza regału z dość pogodną jak na mnie miną . Może jak będę jak ona się szczerzyć jak psychopatka  ,  to pomyśli  , że jesteśmy podobne i zostawi mnie w spokoju , myślę  ,  kiedy rozpromieniowa kobieta wstaje do lady i wyciąga do mnie dłoń  , która o dziwo ! jest bez żadnych żyłek ani nierówności  ,  jak to bywa u starszych ludzi .

- Witaj June April de Orfano – mówi i na jej twarzy pojawia się jeszcze większy banan

- Dzieńdobry ... eee. ... pani .... ? – specjalnie zagaduję kobietę  , żebym chociaż wiedziała  ,  jakie nazwisko na policji podać .

- Pani Dobra Wróżka . – kobieta uśmiecha się szeroko  ,  po czym wskazuje mi ręką stolik dla małych dzieci  ,  przy którym stoją dwa krzesła .

Cholerka  ,  jak dyskretnie zadzwonić  , żeby mi nie zwiała ? , rozmyślam , bo jestem pewna ,  że kobieta ma nierówno pod sufitem .

- April , nie musisz się mnie bać . – mówi  i po raz kolejny dzisiejszego dnia dostaję szoku , bowiem nikt się do mnie nie zwraca tym imieniem  , chociaż mi się bardziej podoba niż czerwiec.

- A więc – zaczyna kobieta   , kiedy ostrożnie w pewnej odległości siadam naprzeciwko niej – musiałaś już poznać moją siostrę bliźniaczkę .

- Co proszę ? – wyrywa mi się z ust , zapominając , że miałam udawać chorą na umyśle .

- No moja siostra . Zła Wróżka . Sophia . – kobieta cierpliwie tłumaczy  , a mi zaczyna się kręcić w głowie od tych rewelacji

- Ehmm.... pani Dobra Wróżko ... sądzę ,że Laurence potrzebuje mojej pomocy ... – zaczynam  i próbuję wstać  ,   ale  z wrażenia siadam .

Przede mną stoi przepięknej urody młodziutka dziewczyna , trochę starsza ode mnie o pięknych ,jasnych włosach , które opadają jej na ramiona kaskadą oraz wielkimi  , świecącymi z podniecenia niebieskimi oczami . Ubrana jest w długą , białą suknię  , która kojarzy mi się z weselnym kobiercem . Dziewczyna obraca się w wokół własnej osi  , patrząc z zachwytem jak suknia zaczyna mienić się srebrem .

- Gdzie .... Dobra Wróżka ? – mówię , choć znam odpowiedź

- Głuptasie  ,  to ja ! – dziewczyna stuka mnie palcem w czoło i czuję jak  lecą iskierki .

- Dobra , dobra , żadnego dotykania . – mówię  , bo szczerze mówiąc   nigdy nie byłam bardziej bezsilna niż teraz . To może ukryta kamera , sama siebie przekonuję .

- Słońce , to nie żadna ukryta kamera ! Jesteśmy niedaleko Broadwayu ! Laska , wiesz  , jak rzadko mam okazję zaszaleć ?! – teraz słyszę w głosie dziewczyny bardziej młodzieżowy ton  ,  co mi bardziej odpowiada . ( btw , jak ona może mi czytac w myślach ? A może myślę na głos ? Ehh ,ciężkie życie . )

- Ale wracając do tematu – dziewczyna z gracją przysiada się do dziecięcego stolika  , gdzie wciąż o dziwo ! tkwię – jestem tu by ci pomóc . – mówi uśmiechnęta , a ja zaczynam huśtać się na krześle .

- Wiesz  , niezbyt chcę cokolwiek zmieniać w moim życiu , więc nie dzięki . – w głebi duszy czuję  , że to nieprawda   ,  ale muszę udawać .

- Poza tym twoja niby siostryczka też chciała mi pomóc  , więc dlaczego mam zaufać akurat tobie  , a  nie jej ? – gram na zwłokę   , próbując ciągnąć rozmowę do przybycia Laurence  , która uwolni mnie od tej wariatki .

- Bo moja siostra to Zła Wróżka . – Dobra Wróżka cierpliwie tłumaczy  ,  a ja prycham jak kot .

- To ja chyba bardziej pasuję do jej towarzystwa . Wiesz ,  jeden z największych gangów  na  świecie . Kradnę  , włamuję się i trafiam do paki . Istny raj na ziemi , nieprawdaż ? – mówię ze słodkim uśmiechem .

- April  ,  wiem  ,  że w głębi duszy taka nie jesteś . – Dobra Wróżka brzmi jakby poważniej i trochę  .... smutniej ?

- Jasne . – prcyham znów ,zakładając nogę na nogę . – Ty wiesz lepiej ode mnie kim naprawdę jestem  , tak ? – śmieję się drwiąco  , choć boję się odpowiedzi na te pytanie .

- Tak . – Dobra Wróżka kiwa głową . – Wiem   , że tam gdzieś w środku jest maleńka  ,  samotna dziewczyna  , pragnąca normalnego życia lub świata jak z bajki  . Wiem też  , że nienawidzisz , wręcz gardzisz wszystkimi   ,  którzy pragną ci pomóc . Pan Wetersohn , pani Salomella .... – nie mogę dłużej słuchać słów kobiety  ,  bo wiem  ,że wszystkie to prawda . Zatykam sobie uszy rękoma w geście protestu  , ale kobieta nie przestaje mowić .

- Wiem też  , że jesteś przeciwko złemu traktowaniu zwierząt , niezależnie od rozmiaru . Widziałam  , jak pobiłaś faceta  , który bił swojego psa . – mówi  , a ja zaskoczona odsłaniam uszy , widząc  ,że moje sugestie nic nie dają .

- Jak ty ... ? –zaczynam   , a kobieta uśmiecha się lekko

- Obserwowałam Cię od chwili narodzin June April de Orfano  ,  podobnie jak moja zła siostra .  Widziałam  ,  jak tracisz rodziców  , trafiasz do sierocińców   ,kiedy pewnego dnia widisz walki dwóch gangów , po czym przyłączasz się do jednego z nich . Widziałam , jak pomagasz bezdomnym  , dzieciom i starcom , choć sama nie posiadasz wiele . Bo w głębi duszy jesteś dobra April . Musisz to  tylko zakceptować . -  mówi Dobra Wróżka  , a ja wściekła  , że ma częściowo  rację  ,  zrywam się od stolika i zaczynam kręcić się nerwowo po bibliotece , wpatrując się przez okno na szczyt Empire State Building .

- Myślisz , że  na prawde udało Ci się nabrać mnie na tę denną historyjkę ? – mówię i zaczynam się śmiać sztucznie

- Nie  muszę Cię nabierać . Ty sama to wszystko wiesz . – słyszę    ,  jak Dobra Wróżka odsuwa krzesło i wstaje ,  po czym kieruje kroki ku wyjściu .

- April  , pamiętaj . Jesteś dobra . I zawsze jestem przy tobie . – słyszę te słowa  i widzę  ,  jak kobieta znika jakby we mgle .

- Hej June ! – widzę , jasną czuprynę Laurence  , ktora wychyla się za futryny – Mam dla ciebie trzecią część Zbuntowanej ! – mówi podekstytowana  ,  kiedy widzi moją niezbyt mądrą minę  ,kiedy wpatruję się tępo w drzwi  , gdzie przed chwilą widziałam Dobrą Wróżkę .

- June wszystko w porządku ? – pyta zaniepokojona Laurence , patrząc na moją bladą twarz i przegryzione do krwi usta .

- A gdzie ta przemiła staruszka  , która przed chwilą tu była ? – pyta , rozglądając się  , a ja niepewnie wzruszam ramionami .

- Chodź , musisz się porządnie wyspać . – Laurence bierze moją minę za wyczerpanie i szybko stempluje książkę  , którą mi podaje  . Uśmiecham się nieznacznie i gwiżdżę na Czarka i ruszamy do drzwi .

- Hej , June ! – głos Laurence przywołuje mnie do rzeczywistości i spoglądam na nią  ,a ona rzuca mi pęk kluczy .

- Nie będziesz mi się nigdzie szlajała . Marsz na Garden Street 221 b . -  mówi i uśmiecha się  ,kiedy dziękuję jej

- Nie ma sprawy . Byle ten bydlak nie spał na moim łóżku i będzie świetnie . – mówi Laurence  , a Czarek obrażony szczeka głośno

- Chodź Czarku . – mówię , po czym dodaję z uśmiechem – Dzięki za wszystko , Laurence .

- Tylko się nie zgub ! – krzyczy za mną   , kiedy zamykam drzwi do biblioteki

 

 

Siedzę w fotelu w mieszkaniu Laurence z kubkiem herbaty w ręku .  Patrzę spokojnie jak setki samochodów migają mi przed oczami  ,  gdy wpatruję się w okno . Czarek śpi spokojnie na podłodze , warcząc cicho przez sen . Wydawać było się mogło , że istna sielanka i spokój . Szkoda , że tak nie  jest w mojej głowie.

Przypominam sobie wszystkie wydarzenia z całego dnia i emocje biorą nade mną górę  i zaczynam drżeć . Jak do cholery , mogły znać moje nazwisko , pytam sama siebie  , wiedząc  , że nawet na policji mają z tym problem .  I jak do jasnej anielki mogą być wróżkami  , to pytanie z pewnością bardziej mnie nurtuje . Dodajmy jeszcze do tego warunkowe i spotkanie z tą dziewczyną  , Jill .  Cholera , mnie to przerasta , myślę i otwieram okno , po czym powoli , aby nie obudzić Czarka przerzucam nogi przez parapet i siadam na ramie okna , tak  , że moje nogi wiszą ok . sto metrów nad ziemią . Trochę uspokojona  , wzdycham głęboko i wącham  oraz nasłuchuję  typowe zapachy i dźwięki Nowego   Yorku  .
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
* Mój ulubiony tekst pani od biologii . Nie mogłam się powstrzymać ,żeby go nie napisać . xD
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jill
Po kilku minutach morderczego biegu, postanowiłam dłużej dzikuski nie gonić. "A niech ją diabli wezmą"-pomyślałam i ruszyłam drogą do parku. Znalazłam moją ulubioną ławeczkę, po czym przysiadłam na niej, wyjmując z torby książkę. Już po chwili wspinałam się po schodach rozklekotanego motelu wraz z Holdenem Caulfieldem, bohaterem powieści "Buszujący w zbożu". Czas mijał niezwykle szybko, gdy sunęłam wzrokiem po czarnym tuszu liter dzieła Salingera. Nagle poczułam, jak zrywa się silny wiatr. Musiałam przytrzymać dłonią kapelusz, który i tak już trzymał się na mojej głowie tylko dzięki sile woli. Chcąc niechcąc podniosłam głowę znad książki.Spojrzałam przed siebie. Ku mojemu zaskoczeniu, ujrzałam stojącą nade mną staruszkę w bordowym palcie. Kobieta uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, odwdzięczyłam się jej tym samym. -Może chciałaby pani usiąść?- spytałam, przesuwając rzeczy.
 -Chętnie- odparła staruszka, po czym klapnęła na ławkę, tuż obok mojego plecaka.
 -Co czytasz?- spytała.
-Klasyk. "Buszujący w zbożu"- odparłam, pokazując kobiecie okładkę książki.
-Wspaniale, ja również kocham czytać!- wykrzyknęła z uśmiechem.
 -A co byś powiedziała na przygodę w świecie swoich ulubionych książek?- zapytała. Zdziwiona pomyślałam, że to domniemane pytanie zabrzmiało zupełnie jak propozycja.
-Gdyby tylko to było możliwe- mruknęłam z rozmarzeniem .
-Wszystko jest możliwe, drogie dziecko. Rzeczy niemożliwe wymagają po prostu więcej czasu!- zaśmiała się staruszka, wyjmując z kieszeni batystową chustkę do nosa.
-Kim pani jest?- spyatałam zaintrygowana.
- Jestem kimś, kto potrzebuje twojej pomocy- mruknęła kobieta, tłumiąc głos chusteczką.
-Mojej?- nie mogłam jej zrozumieć.
-Tak, tak... Potrafię spełnić twoje wszystkie książkowe marzenia, ale pod warunkiem, że zostaniesz czyjąś przyjaciółką- uśmiechnęła się dobrotliwie kobieta.
 -Czyją?- postanowiłam nie odpuszczać, póki nie uchwycę sensu wypowiadanych przez staruszkę słów.
 -Poznałaś ją dzisiaj. Nazywa się June de Orfano. Jest samotną duszą, która potrzebuje kogoś takiego, jak ty. Potrzebuje go tak bardzo, że nawet nie potrafi przyznać tego sama przed sobą. To jak, wchodzisz w to?- rzekła kobieta, z figlarnym uśmiechem. "A co mi tam!" pomyślałam, już zastanawiając się, czy aby na pewno nie będę    żałować.
-Wchodzę!- krzyknęłam i chwyciłam starowinkę za wyciągniętą dłoń. Powietrze zawirowało.
 

 

czwartek, 2 kwietnia 2015


Rozdział I ,czyli jak z paki wylądować na bruku cz. I

Kap .Kap. Kap.  Ciągle słyszę kapanie wody z kranu sąsiada . Walę w ścianę pięścią i krzyczę :

- Panie ,zakręć pan wodę ! – ale chyba mnie dureń nie słyszy

Kiedy opieram głowę na ścianę  , słyszę cichy szloch sąsiadki z lewej strony ,która siedzi tutaj od zaledwie dwóch dni i rozpacza , bo się boi o swoje maleńkie koteczki ,które zostawiła w domu . Żenada .

Najfajniejszych mam sąsiadów z naprzeciwka . Cali wytatuowani , chyba tutaj postanowili zamieszkać ,bo mają dosłownie wszystko : od gier planszowych do wódki i papierosów . Nie ,żeby coś ,ale cieszę się ,że przynajmniej mi się nie nudzi ,gdy widzę ,gdy jeden  drugiego po mordzie bije .

A zapomniałam się przedstawić . Cholerka ,moja opiekunka powiedziałaby ,że jestem rozwydrzoną smarkulą i powinnam się wstydzić . Jak dobrze ,że już nie muszę na nią patrzeć .

Wracając do tematu , jestem nikim . Tak , świetne określenie , czyż nie ? A tak na serio ....

       Nazywam się June April de Orfano . Tak ,tak wiem . Kto nazywa dziecko nazwą miesiąca ? Cóż , a kto nazywa dziecko William czy Zenobia ? Nikt nie wie ,skąd biorą się urojenia w naszym mózgu . Orfano – z włoskiej sierota . Nie żebym za mało w życiu miała problemów ,to jeszcze to . Moja szanowna opiekunka , zwykła mawiać ,że moje nazwisko jest przeklęte i spłonę na stosie z resztą satanistów . Sadystka .

   A tak zupełnie na poważnie : June April de Orfano , lat 16 i pół ,obecnie zamieszkała w żadnym szczególnym miejscu . I żadna satanistka , poprostu niewierząca , po tym co przeżyłam .  Rodzina – brak . Krewni – brak . Oj ,biedactwo ,pewnie pomyśleliście . Spokojnie ,nie potrzebuję bliskich . Sama świetnie sobie  radzę .

   Wygląd ? Powiedziałabym ,że raczej przeciętny . Nie za wysoka , szczupła ,choć nie anorektyczka , niezbyt umięśniona . Krótkie ,choć nie na chłopaka włosy koloru bursztynowo-kasztanowo-rudego . Oczy duże ,ciemne ,prawie czarne . Usta ? Wąskie , z wielkoma ranami . Podrapane ramiona i obite kolana . Stare i znoszone ubrania .

   Cała ,stara April . Patrzę przez okno mojego więzienia i widzę ,jak na ulicy starszy człowiek sprzedaje hot-dogi . Widzę ,jak ludzie mijają go ,nie zwracając uwagi na jego usilne prośby. Zauważam ,  jak ludzie mijają się i choć witają się ze znajomymi , wciąż jednak są czymś zajęci . Ten świat schodzi na psy , tyle wam powiem .

    Wyciągam moich jedynych przyjaciół z plecaka i ręką gładzę ich delikatnie . Tak ,to książki . Tylko one są pełne prawd , które daje mi siłę ,  by przeżyć w tym cholernym świecie .

- Ruszaj się młoda ! – słyszę warknięcie , a kiedy nie reaguję , czuję bolesne sturchnięcie czymś twardym w plecy . 

Przede mną stoi mój najgorszy wróg . Wzdycham  ,  widząc jego krzywą twarz i odkładam ostrożnie książkę na koję , po czym zupełnie spokojnie odpowiadam :

- Do damy powinno się zwracać z większym szacunkiem . – przypominam sobie słowa jednej z bohaterek książek Jane Austen

Mój wróg mierzy mnie wściekłym wzrokiem , a moi sąsiedzi z naprzeciwka zaczynają wiwatować na moją cześć .

- Młoda świetnie gada ! – zakrzyknął jeden z nich , a ja rozpoznaję w nim mojego starego kumpla z innego „domu „. Nazywam go Góra Sadła , ale chyba mu to nie przeszkadza , skoro jeszcze mnie nie zabił .

Mój wróg wzdycha zdegystowany i zaczyna walić w pręty , aby moje ziomki się uciszyły . Tak , dobrze myślicie . Siedzę właśnie w największym więzieniu w Stanach Zjednoczonych , na Manhattanie . Do lepszej paki nie mogłam trafić , serio . Sami starzy znajomi , jak właśnie wcześniej wspomniany Góra Sadła czy może Krwawy Bill , maleńki człowieczek ,który kradnie .... czerwone lakiery do paznokci . Nie żeby coś ,ale wyśmienite towarzystwo dla nastolatki . Wiecie codziennie razem z nimi gram w karty , ogrywam ich w pokera ,siłujemy sie na rękę , czasami kradniemy ,jak nas wypuszczą na zewnątrz . A muszę jeszcze do tego dodać ,że jestem w jednym z większych gangów gangsterskich na całym świecie .  Żyć ,nie umierać .  Kiedyś gwarantuję ,że będziecie pływać w blasku mojej chwały* .

Moje rozmyślania ,iście filozoficzne i jakże prawdziwe ,  przerwał mój wróg , otwierając drzwi mojego „mieszkania „. Niecierpliwie przytupuje nogą , kiedy udaję , że wiążę buty . W końcu prostuję się i sztywnym krokiem wychodzę z celi .

- Mam zabrać swoje rzeczy ? – pytam rzeczownym tonem , ale nie uzyskuję odpowiedzi , więc ruszam za moim przewodnikiem po tym cudownym budynku .

Sierżant Maxi jest wysokim , barczystym , choć grubym facetem , który uwielbia hamburgery i frytki , ale ostatnio podsłuchałam , że przechodzi na dietę . Nareszcie .

- Czego tak wolno leziesz ?! Ruszaj się ! – warczy , odwracając się do mnie , a ja nie odpowiadam na  jego pytanie , rozmyślając .

Często , gdy nadchodzi ten moment , że muszę iść na rozprawę , zastanawiam się , co zrobiliby moi ulubioni książkowi bohaterowie . Perseusz , Tris , Katniss , Harry , Sophie ,Hal ,Will ..... Wszyscy mieli siłę , która pomogała im przezwyciężyć przeciwności losu . Szkoda , że w normalnym świecie nie ma takich problemów .

W końcu stajemy przed maleńką salką , gdzie jakieś pół roku temu , odbyła się nade mną któraś z kolei rozprawa . Sierżant z przesadną uprzejmością ,  otwiera mi drzwi , po czym ze złośliwym uśmiechem , wypycha mnie do środka pomieszczenia i zamyka za mną drzwi .

Rozglądam się. Widzę na ścianach portrety wszystkich dawnych prezydentów Stanów Zjednoczonych . Jefferson , Washington , Rossvelt. Same ziomki z łomżyńskiej Biedronki *. Wzdycham zdegustowana  , widząc jak sierżant Maxi na zewnątrz krzyczy na biednego starca sprzedającego hot-dogi i każe mu się wynosić . W takich chwilach mam ochotę rąbnąć policjanta w jego pulchny nochal ,żeby zrobił się jeszcze większy niż jest .

Zderwowana z lekka zaszłą sceną zaklęnęłam . Normalnie nikogo mi nie szkoda , no chyba  , że moich ziomków wcześniej wspomnianych czy starców . I dzieci . Tak oni nie są winni  , że istnieją tacy ludzie  , jak policja .

- Ehmm . – odwracam się , odnaleźć osobę  ,  która zakaszlała . Jestem  pewna  , że znów będzie mnie przesłuchiwał stary znajomy , Davis Wetersohn . Jednak kiedy odwracam się , dostaję szoku .

Za mną w dużym  ,  skórzanym fotelu siedzi staruszka . Dokładnie stara  , pachnąca babciowymi perfumami  kobieta  , mająca szerokiego banana na twarzy  ,  która wyciąga w przyjaznym geście do mnie ramiona . Pamiętając ,  jak to się kończyło w bajkach i książkach  , cofam się  i wrzeszczę :

- Kobieto  , łapy przy sobie !

- Co za kultura . – kobieta oburzona pokręciła głową  , po czym znów przybrała podejrzany szeroki uśmiech .

- Witaj June April de Orfano . – głos kobiety przesycony jest słodkością I przypomna mi o Dolores Umridge  ,  znienawidzonej przeze mnie postaci z Harrego Pottera .

- Kobieto  ,  pracuję dla największych gangsterów na świecie ! Podejdź bliżej  ,  a obiecuję Ci  ,  że będziesz potrzebowała natychmiastowej pomocy lekarza ! – krzyczę  i widzę  ,  jak kobieta uśmiecha się z politowaniem  , widząc  niewielką , metr sześćdziesiąt dziewczynę  ,  która wygląda jak tysiąc nieszczęść . ( tak przynajmniej interpretuję jej minę xD )

- June  ,  usiądź  , uspokój – zaczyna  mówić  , a ja widzę  ,  jak jej źrenice powiększają się i tęczówki zmieniają kolor z jasno niebiesko na lśniąco czarne  , które świdrują mnie na wylot .

- Podejdź  , a Cię zabiję . – szepczę  , przypominając sobie tysiące historii  , które czytałam o złych wróżkach . Ta z pewnością należała do ncih .

- Skarbie .... – głos kobiety brzmi tak cukierowato  , że nie wytrzymuję  i biorę zamach i kopię ją z całej siły w policzek . Kobieta zatacza się .

- Nie jestem niczyim skarbem . – warczę , próbując przetworzyć  ,  to co właśnie widzę

Kobieta nagle ze starej  ,  zgrzybiałej  staruszki  , zmienia się w piękną  ,  z czarnymi jak obsydian włosami  i lśniącymi oczami  . Ubrana jest w czarną do kostek suknię   ,  która opina jej zgrabne ciało . Cholerka , wkopałaś się po uszu ,  myślę  , zanim kobieta odzywa się .

- Cóż June  ,  chciałam  Ci pomóc – słyszę w jej głosie pewną nutkę rozbawienia

- Ty ? Mi ? – pytam z niedowierzaniem  , zakładając ręce na piersi

- Słucham ? Co takiego cudownego miałaś zamiar zrobić ? – kpię sobie z kobiety  ,  choć wiem  , że stąpam po bardzo cienkim lodzie .

- Jesteś rodziną z Dolores Umbridge ? – nie mogę się powstrzymać  ,  by nie zadać tego pytania .

- Co proszę ? – kobieta przestaje przeglądać się w swoich krwisto-  czerwonych paznokciach i z niewinnym uśmiechem patrzy na mnie   , a mnie krew zalewa .

- Widzę  ,  że pani zajęta . Naprawdę proszę sobie nie przeszkadzać . Wpadnę kiedy indziej . – teraz jest pewna  ,  że zaraz będę trzciną albo innym cholernym ustrojstwem .

- Nara ! – krzyczę na pożegnanie i mam zamiar wyjść , kiedy coś sobie przypominam

- Krwawy Bill by się dla pani nadał ! – dodaję  ,  po czym zamykam drzwi i pędzę ku tchu ku swojej celi
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
* Mój autorski teskt podczas jednej z najciekawszych lekcji świata ,czyli matematyki. xD
 
 
Jill Darcy
Jak zwykle po szkole, biegłam słabo oświetloną ulicą do kawiarni, w której pracowałam, by zarobić na wakacje. Byłam już nieźle spóźniona, gdy wleciałam do lokalu, z hukiem przewracając stojak na gazety. To wszystko przez Jake'a- chłopaka z równoległej klasy. Zaprosił mnie dzisiaj do kina! Na początku mówiłam sobie: "Bądź silna, to tylka głupi facet!", ale wystarczyło jedno spojrzenie tych intrygująco piwnych oczu... A zresztą, nieważne, młodym jest się w końcu jeden jedyny raz! Z prędkością rozpędzonego konia wyścigowego zawiązałam na szyi mój roboczy fartuszek i chwyciłam za tacę. Kelly, szefowa, spojrzała na mnie zaskoczona, ale chyba postanowiła o nic nie pytać. Ludzi w kawiarni nie było zbyt wielu. Miałam nadzieję skończyć dzisiaj wcześniej, gdy nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Przerwałam zmywanie naczyń i odwróciłam się, chcąc obsłużyć nowo przybyłego klienta. Próbowałam ukryć złośliwy uśmieszek, jaki wypełz na moje pozbawione szminki usta, gdy zobaczyłam kto stoi przede mną. Niska dziewczyna, z włosami spiętymi w luźny kok, pokryta więzinnymi tatuażami. Istna parodia! Niestety, klientka chyba zobaczyła kpinę w moich oczach, bo warknęła opryskliwie: - Co się śmiejesz, wywłoko?
Nic. Po prostu nie wiedziałam, że krasnale poznały już tajną sztukę tatuowania ciała- mruknęłam, myśląc jednocześnie, że prawdopodobnie zaraz zginę. Wiele się nie pomyliłam. Karzełek rzucił się na mnie przez ladę i złapał na kołnierzyk koszuli. -Szykuj się na śmierć, suko!- wrzasnęła dziewczyna. - Pies który dużo szczeka, nie gryzie- wykrztusiłam, czując jak jej drobne palce zaciskają się w żelaznym uścisku na mojej szyi. Już po chwili leżałam z krwawiącą górną wargą i cholernym bólem brzucha .
 -Zjeżdżaj, albo zadzwonię po ochronę- wyjęczałam słabym głosem, kuląc się na podłodze. -Nigdzie nie zadzwonisz- powiedziała autorytatywnie mała napastniczka, roztrzaskując kawiarniany telefon o kafelki. -Zamiast udawać błyskotliwą, nalej mi kawy- rozkazała. Tym razem już bez szemrania wykonałam jej nieuprzejme polecenie. Przyniosłam jej pachnący boliwijskim słońcem napój, do stolika nr 4, przy którym siedziała rozparta niczym królowa. Zatrzymałam się na chwilę, by przyjrzeć się tej nietypowej postaci. -Co się gapisz?- rzuciła w swoim stylu. -Czy ty aby przypadkiem nie uciekłaś z więzienia?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. - Może- mruknęła dziewczyna, uśmiechając się przy tym jak kot. Westchnęłam tylko ciężko i wróciłam do zmywania naczyń. Dzisiaj już nic mnie nie zaskoczy! Po pewnym czasie karlica zawołała mnie z nad swojego (już pustego) kubka. -Te, kelnerka! Chodź no tu na chwilkę! Przełknęłam ślinę, podchodząc do przykrytego purpurowym obrusem stołu. -Siadaj, mówię!- wrzasnęła terrorystka. Niechętnie klapnęłam na obite pluszem krzesło. -Jesteś niezłe...- powiedziała ku mojemu zaskoczeniu dziewczyna.- Zadziorna, wyszczekana, całkiem ładna... - Jesteś lesbijką?- spytałam, unosząc wysoko brwi. -NIe, idiotko, chciałabym ci zaoferować współpracę. -Gdzie? W gangu? -Żebyś wiedziała- zaśmiała się niczym ropucha moja rozmówczyni. Czy w takich wypadkach wojskowi nie używają terminu "propozycja nie do odrzucenia"?
 
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
A więc część pierwsza za nami . Ja już się boję ,co się zaraz wydarzy ,a ty Jill ? Cóż ,czekamy na komentarze ! Wiadomo ,że June najlepsza ! <3
Pozdrawiamy ,
Szalona Szatynka & Indiana Black