Rozdział I , czyli jak z paki wylądować na bruku część 2
June April
Cholera ,
takiej tępej mózgownicy to ja dawno nie spotkałam ! Patrzę na kelnerkę z
wyraźnym niesmakiem . Phi ,bogata ,myślę , patrząc po drogich ciuchach
dziewczyny , po czym spoglądam na samą siebie .
- Fajne
dziary ,co ? – rzucam ,oglądając z zachwytem tatuaże zrobione przez mojego
kumpla ,Mike’a , który cóż biedaczek kopnął w kalendarzyk . *
- Aaaaahhhhhaaaa.....
– kelnerka specjalnie przeciąga słowo ,a ja patrzę na nią z ukosa
- Coś ci kurde laska nie pasuje ?! – warczę ,
wyjmując nóż do rzucania z kieszeni spodni ,a dziewczyna blednie
- Nie , nie
jasne , wszystko w porząsiu . – mówi ,a ja zadowolona kładę nogi na blacie
stolika
- Zabieraj
te giry ze stolika ! – krzyczy dziewczyna , ale nie zwracam na nią uwagi i
wyjmę z torby pogiętą gazetę ( ukradłam ją )
- Ehmmm....
– kelnerka próbuje zwrócić na siebie moją uwagą . Bezskutecznie .
W ciszy
siedzimy parę minut ,kiedy rozlega się głośne bicie zegara , stojącego w kącie
. Spoglądam tam i kręcę niezadowolona głową .
- Znów się
spóźnia – sama do siebie mówię ,a kelnerka zrywa się z miejsca i pędzi na zaplecze
, aby wyjść chwilę potem
elegancko ubrana i z makijażem na twarzy .
- Och ho ho
, ale się wypackałaś . – rzucam beznamiętnym tonem , przewracjąc stronę gazety
- Na
randeczkę ,pewnie ? – mruczę , szokując tym kelnerkę
- Skąd ty
.... ? –zaczyna ,a ja zgrabnie przerzucam nogi ze stolika na podłogę i wstaję
od blatu , zabierając ze sobą torbę i gazetę .
- Miło się
gawędziło – rzucam i zamierzam wyjść ,
ale kelnerka przytrzumuje mnie za ramię
- Kim jesteś
? – pyta władczo , co mi bardzo się
podoba . Tak bardzo , że daję jej z pięści w nos.
- Kurwa ,co
to ma być ! –wrzeszczy , a na mojej
twarzy pojawia się banan
- Przyjazne
pożegnanie . – mówię i otwieram drzwi ,kiedy do kawiarni wpada , stop ! wpadają
dwa ciała , złączone w czymś co można
nazywać „pocałunkiem „ , jeśli
lizanie czyjeś twarzy to pocałunek .
- Uważaj jak
chodzisz , ciamajdo ! – rzuca chłopak , odrywając się od dziewczyny ,
która gładzi jego kości
policzkowe
- Misiu
,więcej .... – rzuca zalotnym tonem
, a ja nie mogę wytrzymać i
zaczynam wyć ze śmiechu
Śmieję się
tak histerycznie , że i para i kelnerka patrzą na mnie jak na chorą psychicznie
. Cała trójka obrzuca się spojrzeniami . I oczywiście dochodzi do katastrofy .
- To ty ....
– warknęła kelnerka , patrząc z bezgraniczną wściekłością na
parę
Spoglądam na
tamtą dwójkę i zauważam , że chłopak
blednie , rozpoznając kelnerkę .
- Nie znam Cię . – wkrztusił
- A ja
Ciebie tak ! – krzyczy kelnerka i rzuca w parę czym popadnie , a ja zaczynam ponownie się śmiać
- A tak
naprawdę to o co tu chodzi ? – pytam w końcu , patrząc jak kelnreka szuka
pierwszej lepszej rzeczy , aby rzucić w
parę .
- Misiu ,
czy to twoje znajome ? – pyta zadziornie dziewczyna , która przyszła z
chłopakiem
- Stary ,
tyle ci powiem – masz przesrane życie . – mówię mu , a on kiwa głową na znak zgody
- Jesteś
dupkiem ! – słyszę i odwracam się , aby zobaczyć jak po policzkach kelnerki płyną
łzy , która gniewnym ruchem ręki starła .
- Mówiłeś
,że jesteśmy tacy podobni ! Że podobam Ci się , że chcesz ,abyśmy lepiej się
poznali .... – kelnerka zaczyna spazmatycznie oddychać , a ja zaczynam wszystko
rozumieć
- Ty umówiłeś
się kiedyś z panienką kelnereczką , a za
rogiem spotkałeś starą znajomą Baśkę i tak jakoś wyszło ,że się obściskiwaliście
na środku Manhattanu ? – słodziutkim głosem , godnym Dolores Umbridge pytam
chłopaka , który rumieni się jak piwonia
.
- Skąd
wiesz,że mam na imię Basia ? – spyta szczerze zdziwiona dziewczyna
- Ehmm.....
– te słowo chłopaka wystarcza mi za
odpowiedź i daję mu potężnego kopniaka w czułe miejsce , aż
się zgina . Wtedy pięścią dowalam mu w twarz i chłopak upada na podłogę .
- Gnojek –
rzucam przez ramię i wychodzę z lokalu
I wtedy
spotkam mojego kumpla , Czarka .
- Hej Czarku
! – mówię i głaszczę mojego kumpla po sierści ,a on liże mnie po twarzy .
- Stary ,
bez przesady ! – wołam ,a pies szczęśliwy zaczyna biegac wokół mnie .
Czarek to
średni wielkości chart , z płową sierścią ,kóra teraz lśni w promieniach
zachodzącego słońca . Znamy się nie od dziś . Razem stanowimy zgrany zespół .
Ja zagaduję sprzedawców , on kradnie co sie da i zwiewamy . Zawsze to działa .
- Hej piesku
– słysze smutny głos za mną i odwracam się
.
Patrzę przez
chwilę ,jak kelnerka głaszcze psa . Zauważam ,że w kącikach jej oczu zbierają
się łzy ,które o dziwo ,powstrzymała . Silna jest ,myślę i mimowoli uśmiecham
się .
- Hej ,
nawet nie spytałam się ,jak masz na imię – zagaduję ,a dziewczyna podnosi na
mnie wzrok
- No , jak
miałaś zamiar mnie zabić ,cóż nie miałaś okazji – dziewczyna wstaje i podaje mi
rękę
- Jill Darcy
– mówi ,a ja uśmiecham się
- Miło mi
cię poznać Jill – mówię i sama się
dziwię ,że stac mnie na taką uprzejmość
- A ty ? –
pyta po pewnej chwili Jill
-
Słyszałaś , żeby jakiś ganster podawał swoje imię pierwszej
lepszej osobie ? – aha , znów moja więzienna natura się objawia
- Jesteś mi
to winna . – mówi Jill , patrząc na mnie
spod przymrużonych powiek
- June . –
wzdycham i ruszam w kierunku Empire Sate Building , gdzie jest moja główna
kwatera w Nowym Yorku .
- Ale o co
ci chodzi z tym czerwcem ?- Jill dogania mnie i idziemy ramię w ramię , a obok
nas biegnie Czarek .
- Nazywam
się June . June April tak dokładnie . – tłumaczę jej powoli ,jak małemu
dziecku , kiedy przechodzimy na
światłach
- Że co ?
Który rodzic nazywa dziecko nazwą miesiąca ?! – słyszę w jej głosie śmiech i
przyspieszam kroku
Zawsze to
samo . Powiem imię i już przesrane w życiu . Dobrze , że w mojej braży im
dziwniejsze imę , tym lepsze .
- Ej , nie
chciałam Cię urazić czy coś ... – woła Jill , która została w tyle , ale ja przyspieszam
kroku i znikam w tłumie
Kieruję
swoje kroki w kierunku biblioteki , pragnąc zgubić Jill . Nie potrzebuję
przyjaciół , a tym bardziej przyjaciółek
, przekonuję sama siebie , kiedy stawiam kroki na schodach biblioteki .
- Hej złotko
! – otwieram drzwi i słyszę pogodny głos mojej starej znajomej , Laurence , z
którą przez pewien czas siedziałam w jednej pace w Chicago . Laurence to
młoda ,
może po trzydziestce kobieta , z tatuażami na ramionach i masą kolczyków
w uchu . Przyglądam się , jak pogodna
kobieta krząta się po bibliotece , aby znaleźć dzbanek , aby
zagotować mi herbatę .
- Masz brązowy cukier ? – krzyczę , a
Czarek ,który niepostrzeżenie wślizgnął się tu za mną , buszuje pomiędzy regałami .
- Jasne !
Zielona z cytrusami ? – pyta ,
wychylając się zza drzwi od zaplecza , a ja kiwam głową
- Masz może
ciastka do Joego ? – pytam , a Laurence wychodzi z dwoma kubkami w ręką i
paczką ciastek pod ręką .
- No jasne !
– woła i stawia wszystko na ladzie , a
Czarek wybiega za regału z książkami dla
dzieci ,
z czymś pluszowym w pysku .
- Ty mała cholero ! Oddawaj to ! – ze spokojem
obserwuję , jak bibliotekarka bezskutecznie próbuje
złapać charta , który kluczył pomiędzy regałami . Jednak tę gonitwę coś przerwało .
Odwracam
się , aby sprawdzić kto przyszedł
do biblioteki . Kiedy rozpoznaję osobę
, natychmiast nurkuję w regały z literaturą młodzieżową .
- Dzień
dobry – słyszę pogodny ton mojej prześladowczyni i wywracam oczami
Spokojnie
przebieram na półkach w poszukiwaniu ciekawych książek . Harry Potter ,klasyka
, Zwiadowcy – dawno przeczytane , Szeptem – eh , zbyt łzawe , Igrzyska Śmierci
– hit . Czemu do jasnej anielki na półkach dla młodzieży nie stoi „ Mała Dorrit
„ czy „ Duma i uprzedzenie „ tylko jakieś denne historyjki typu „ Gwiazd
naszych wina „? No proszę was. Mało
nieszczęść na świecie , a ludzie zachwycają się historią miłości Hazel i Augusta . Jakby takich par
nie było tysiące .
Moje
przemyślenia przerywa rozmowa kobiety z Laurence ,która siłuje się z Czarkiem o
pluszową rybkę Nemo .
- W czym
mogę pani pomóc ? – Laurence nie traci rezonu , nawet jak siedzi na podłodze i
przygniata głowę Czarka łokciem , a on skubie ją za rękaw.
- Widzę , że
panienka zajęta . – staruszka uśmiecha się
szeroko , a ja mam ochotę po raz pierwszy i ostatni
zadzwonić na policję .
- Nie , nie , niech pani się nie przejmuje . –
Laurence także uśmiecha się , wyrywając
Czarkowi z pyska pluszaka , z którego zostały tylko strzępy .
- Mścicielko
, odkupisz go ! – krzyczy w głąb biblioteki
, a ja obiecuję w duchu , że jeśli przeżyję dzisiejszy dzień to dam
wszystkie pluszaki z tej biblioteki na przetworzenie do gęby Czarka .
- Mścicielko
? To pani koleżanka ? – staruszka nazbyt się interesuje jak na moje oko ,
ale zadowolona Laurence nie
zauważa niebezpieczeństwa w staruszce .
- Proszę
niech pani usiądzie . Zaraz przygotuję pani herbatę . June ! – woła mnie ,
kiedy znika za drzwiami od zaplecza . Zostaję z moi horrorem sama .
Powoli ,
bezgłośnie kluczę pomiędzy regałami . Czarek na szczęście jeszcze nie
zorientował się , że coś się kroi i
zadowolony leży pod stolikiem dla małych dzieci . Ostrożnie wychylam się zza
regału .
Kobieta
siedzi przy ladzie , gdzie przez chwilą sama siedziałam i zadowolona skubie
owsiane ciasteczka , które wcześniej przyniosła Laurence . Nagle
ponosi wzrok od książek i ... patrzy wprost na mnie . Cholerka , nie ma co udawać , że nie istniejesz , mówię sama
sobie i wychodzę zza regału z dość pogodną jak na mnie miną . Może jak będę jak
ona się szczerzyć jak psychopatka , to pomyśli
, że jesteśmy podobne i zostawi mnie w spokoju , myślę ,
kiedy rozpromieniowa kobieta wstaje do lady i wyciąga do mnie dłoń , która o dziwo ! jest bez żadnych żyłek ani
nierówności , jak to bywa u starszych ludzi .
- Witaj June
April de Orfano – mówi i na jej twarzy pojawia się jeszcze większy banan
- Dzieńdobry
... eee. ... pani .... ? – specjalnie zagaduję kobietę , żebym chociaż wiedziała , jakie
nazwisko na policji podać .
- Pani Dobra
Wróżka . – kobieta uśmiecha się szeroko
, po czym wskazuje mi ręką stolik
dla małych dzieci , przy którym stoją dwa krzesła .
Cholerka , jak
dyskretnie zadzwonić , żeby mi nie
zwiała ? , rozmyślam , bo jestem pewna ,
że kobieta ma nierówno pod sufitem .
- April ,
nie musisz się mnie bać . – mówi i po
raz kolejny dzisiejszego dnia dostaję szoku , bowiem nikt się do mnie nie
zwraca tym imieniem , chociaż mi się
bardziej podoba niż czerwiec.
- A więc –
zaczyna kobieta , kiedy ostrożnie w
pewnej odległości siadam naprzeciwko niej – musiałaś już poznać moją siostrę
bliźniaczkę .
- Co proszę
? – wyrywa mi się z ust , zapominając , że miałam udawać chorą na umyśle .
- No moja
siostra . Zła Wróżka . Sophia . – kobieta cierpliwie tłumaczy , a mi zaczyna się kręcić w głowie od tych
rewelacji
- Ehmm....
pani Dobra Wróżko ... sądzę ,że Laurence potrzebuje mojej pomocy ... –
zaczynam i próbuję wstać , ale z wrażenia siadam .
Przede mną
stoi przepięknej urody młodziutka dziewczyna , trochę starsza ode mnie o
pięknych ,jasnych włosach , które opadają jej na ramiona kaskadą oraz
wielkimi , świecącymi z podniecenia
niebieskimi oczami . Ubrana jest w długą , białą suknię , która kojarzy mi się z weselnym kobiercem .
Dziewczyna obraca się w wokół własnej osi
, patrząc z zachwytem jak suknia zaczyna mienić się srebrem .
- Gdzie ....
Dobra Wróżka ? – mówię , choć znam odpowiedź
-
Głuptasie , to ja ! – dziewczyna stuka mnie palcem w czoło
i czuję jak lecą iskierki .
- Dobra ,
dobra , żadnego dotykania . – mówię , bo
szczerze mówiąc nigdy nie byłam
bardziej bezsilna niż teraz . To może ukryta kamera , sama siebie przekonuję .
- Słońce ,
to nie żadna ukryta kamera ! Jesteśmy niedaleko Broadwayu ! Laska , wiesz , jak rzadko mam okazję zaszaleć ?! – teraz
słyszę w głosie dziewczyny bardziej młodzieżowy ton , co
mi bardziej odpowiada . ( btw , jak ona może mi czytac w myślach ? A może myślę
na głos ? Ehh ,ciężkie życie . )
- Ale
wracając do tematu – dziewczyna z gracją przysiada się do dziecięcego
stolika , gdzie wciąż o dziwo ! tkwię –
jestem tu by ci pomóc . – mówi uśmiechnęta , a ja zaczynam huśtać się na
krześle .
- Wiesz , niezbyt chcę cokolwiek zmieniać w moim
życiu , więc nie dzięki . – w głebi duszy czuję
, że to nieprawda , ale muszę udawać .
- Poza tym
twoja niby siostryczka też chciała mi pomóc
, więc dlaczego mam zaufać akurat tobie
, a nie jej ? – gram na zwłokę , próbując ciągnąć rozmowę do przybycia
Laurence , która uwolni mnie od tej
wariatki .
- Bo moja
siostra to Zła Wróżka . – Dobra Wróżka cierpliwie tłumaczy , a ja
prycham jak kot .
- To ja
chyba bardziej pasuję do jej towarzystwa . Wiesz , jeden z największych gangów na
świecie . Kradnę , włamuję się i
trafiam do paki . Istny raj na ziemi , nieprawdaż ? – mówię ze słodkim
uśmiechem .
- April ,
wiem , że w głębi duszy taka nie jesteś . – Dobra
Wróżka brzmi jakby poważniej i trochę
.... smutniej ?
- Jasne . –
prcyham znów ,zakładając nogę na nogę . – Ty wiesz lepiej ode mnie kim naprawdę
jestem , tak ? – śmieję się drwiąco , choć boję się odpowiedzi na te pytanie .
- Tak . –
Dobra Wróżka kiwa głową . – Wiem , że
tam gdzieś w środku jest maleńka , samotna dziewczyna , pragnąca normalnego życia lub świata jak z
bajki . Wiem też , że nienawidzisz , wręcz gardzisz
wszystkimi , którzy pragną ci pomóc . Pan Wetersohn , pani
Salomella .... – nie mogę dłużej słuchać słów kobiety , bo
wiem ,że wszystkie to prawda . Zatykam
sobie uszy rękoma w geście protestu ,
ale kobieta nie przestaje mowić .
- Wiem
też , że jesteś przeciwko złemu
traktowaniu zwierząt , niezależnie od rozmiaru . Widziałam , jak pobiłaś faceta , który bił swojego psa . – mówi , a ja zaskoczona odsłaniam uszy ,
widząc ,że moje sugestie nic nie dają .
- Jak ty ...
? –zaczynam , a kobieta uśmiecha się
lekko
-
Obserwowałam Cię od chwili narodzin June April de Orfano ,
podobnie jak moja zła siostra .
Widziałam , jak tracisz rodziców , trafiasz do sierocińców ,kiedy pewnego dnia widisz walki dwóch
gangów , po czym przyłączasz się do jednego z nich . Widziałam , jak pomagasz
bezdomnym , dzieciom i starcom , choć
sama nie posiadasz wiele . Bo w głębi duszy jesteś dobra April . Musisz to tylko zakceptować . - mówi Dobra Wróżka , a ja wściekła , że ma częściowo rację ,
zrywam się od stolika i zaczynam kręcić
się nerwowo po bibliotece , wpatrując się przez okno na szczyt Empire State
Building .
- Myślisz ,
że na prawde udało Ci się nabrać mnie na
tę denną historyjkę ? – mówię i zaczynam się śmiać sztucznie
- Nie muszę Cię nabierać . Ty sama to wszystko
wiesz . – słyszę , jak Dobra Wróżka odsuwa krzesło i wstaje
, po czym kieruje kroki ku wyjściu .
- April , pamiętaj . Jesteś dobra . I zawsze jestem
przy tobie . – słyszę te słowa i
widzę ,
jak kobieta znika jakby we mgle .
- Hej June !
– widzę , jasną czuprynę Laurence ,
ktora wychyla się za futryny – Mam dla ciebie trzecią część Zbuntowanej ! –
mówi podekstytowana , kiedy widzi moją niezbyt mądrą minę ,kiedy wpatruję się tępo w drzwi , gdzie przed chwilą widziałam Dobrą Wróżkę .
- June
wszystko w porządku ? – pyta zaniepokojona Laurence , patrząc na moją bladą
twarz i przegryzione do krwi usta .
- A gdzie ta
przemiła staruszka , która przed chwilą
tu była ? – pyta , rozglądając się , a
ja niepewnie wzruszam ramionami .
- Chodź ,
musisz się porządnie wyspać . – Laurence bierze moją minę za wyczerpanie i
szybko stempluje książkę , którą mi
podaje . Uśmiecham się nieznacznie i
gwiżdżę na Czarka i ruszamy do drzwi .
- Hej , June
! – głos Laurence przywołuje mnie do rzeczywistości i spoglądam na nią ,a ona rzuca mi pęk kluczy .
- Nie
będziesz mi się nigdzie szlajała . Marsz na Garden Street 221 b . - mówi i uśmiecha się ,kiedy dziękuję jej
- Nie ma
sprawy . Byle ten bydlak nie spał na moim łóżku i będzie świetnie . – mówi
Laurence , a Czarek obrażony szczeka
głośno
- Chodź
Czarku . – mówię , po czym dodaję z uśmiechem – Dzięki za wszystko , Laurence .
- Tylko się
nie zgub ! – krzyczy za mną , kiedy
zamykam drzwi do biblioteki
Siedzę w
fotelu w mieszkaniu Laurence z kubkiem herbaty w ręku . Patrzę spokojnie jak setki samochodów migają
mi przed oczami , gdy wpatruję się w okno . Czarek śpi
spokojnie na podłodze , warcząc cicho przez sen . Wydawać było się mogło , że
istna sielanka i spokój . Szkoda , że tak nie
jest w mojej głowie.
Przypominam
sobie wszystkie wydarzenia z całego dnia i emocje biorą nade mną górę i zaczynam drżeć . Jak do cholery , mogły
znać moje nazwisko , pytam sama siebie ,
wiedząc , że nawet na policji mają z tym
problem . I jak do jasnej anielki mogą
być wróżkami , to pytanie z pewnością
bardziej mnie nurtuje . Dodajmy jeszcze do tego warunkowe i spotkanie z tą
dziewczyną , Jill . Cholera , mnie to przerasta , myślę i
otwieram okno , po czym powoli , aby nie obudzić Czarka przerzucam nogi przez
parapet i siadam na ramie okna , tak ,
że moje nogi wiszą ok . sto metrów nad ziemią . Trochę uspokojona , wzdycham głęboko i wącham oraz nasłuchuję typowe zapachy i dźwięki Nowego Yorku
.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
* Mój ulubiony tekst pani od biologii . Nie mogłam się powstrzymać ,żeby go nie napisać . xD
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jill
Po kilku minutach morderczego biegu, postanowiłam dłużej dzikuski nie gonić. "A niech ją diabli wezmą"-pomyślałam i ruszyłam drogą do parku. Znalazłam moją ulubioną ławeczkę, po czym przysiadłam na niej, wyjmując z torby książkę. Już po chwili wspinałam się po schodach rozklekotanego motelu wraz z Holdenem Caulfieldem, bohaterem powieści "Buszujący w zbożu". Czas mijał niezwykle szybko, gdy sunęłam wzrokiem po czarnym tuszu liter dzieła Salingera. Nagle poczułam, jak zrywa się silny wiatr. Musiałam przytrzymać dłonią kapelusz, który i tak już trzymał się na mojej głowie tylko dzięki sile woli. Chcąc niechcąc podniosłam głowę znad książki.Spojrzałam przed siebie. Ku mojemu zaskoczeniu, ujrzałam stojącą nade mną staruszkę w bordowym palcie. Kobieta uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, odwdzięczyłam się jej tym samym. -Może chciałaby pani usiąść?- spytałam, przesuwając rzeczy.
-Chętnie- odparła staruszka, po czym klapnęła na ławkę, tuż obok mojego plecaka.
-Co czytasz?- spytała.
-Klasyk. "Buszujący w zbożu"- odparłam, pokazując kobiecie okładkę książki.
-Wspaniale, ja również kocham czytać!- wykrzyknęła z uśmiechem.
-A co byś powiedziała na przygodę w świecie swoich ulubionych książek?- zapytała. Zdziwiona pomyślałam, że to domniemane pytanie zabrzmiało zupełnie jak propozycja.
-Gdyby tylko to było możliwe- mruknęłam z rozmarzeniem .
-Wszystko jest możliwe, drogie dziecko. Rzeczy niemożliwe wymagają po prostu więcej czasu!- zaśmiała się staruszka, wyjmując z kieszeni batystową chustkę do nosa.
-Kim pani jest?- spyatałam zaintrygowana.
- Jestem kimś, kto potrzebuje twojej pomocy- mruknęła kobieta, tłumiąc głos chusteczką.
-Mojej?- nie mogłam jej zrozumieć.
-Tak, tak... Potrafię spełnić twoje wszystkie książkowe marzenia, ale pod warunkiem, że zostaniesz czyjąś przyjaciółką- uśmiechnęła się dobrotliwie kobieta.
-Czyją?- postanowiłam nie odpuszczać, póki nie uchwycę sensu wypowiadanych przez staruszkę słów.
-Poznałaś ją dzisiaj. Nazywa się June de Orfano. Jest samotną duszą, która potrzebuje kogoś takiego, jak ty. Potrzebuje go tak bardzo, że nawet nie potrafi przyznać tego sama przed sobą. To jak, wchodzisz w to?- rzekła kobieta, z figlarnym uśmiechem. "A co mi tam!" pomyślałam, już zastanawiając się, czy aby na pewno nie będę żałować.
-Wchodzę!- krzyknęłam i chwyciłam starowinkę za wyciągniętą dłoń. Powietrze zawirowało.